sty 22 2004

SlytherinGirl 3


Komentarze: 0
 
Miłe złego początki



Ostatni tydzień wakacji minął błyskawicznie. Hanka żyła wyłącznie wyjazdem do Hogwaru.
- Mamo, ale jak ja nie znajdę tego peronu? To pewnie będzie jakieś przejście w stylu tego na Pokątną. Przecież na dworcu jest zawsze pełno mugoli, kogo ja się mam zapytać. Wątpię, żeby tam była informacja "Peron 9 i 3/4 tutaj".
- Pojedziemy wcześniej i się jakoś zorientujemy. Przecież nie ty jedna jedziesz do tej szkoły. Jakby to tylko ode mnie zależało to bym wolała...
- Żebym nigdzie nie jechała. Mamcia! Przerabialiśmy to już. Mnóstwo dzieciaków chodzi do szkoły z internatem. Przecież przyjadę na święta.
- Ale ja bym cię chciała mieć cały czas u siebie. A jak ci się coś tam stanie?
- A co mogłoby mi się stać? Mamo, ja będę przecież w szkole, nie?
- Ale musisz koniecznie do nas pisać. Obiecaj, że będziesz pisać codziennie.
- Codziennie to lekka przeginka. Napiszę zaraz na następny dzień. A potem... to jak się coś wydarzy. Zresztą przecież możecie do mnie dzwonić wieczorami.
Nagle Hanka uśmiechnęła się.
- O co chodzi? Z czego się śmiejesz?
- A, nic. Po prostu wyobraziłam sobie miny sąsiadów jak zobaczą te wszystkie sowy, które zaczną do nas przylatywać z listami. Przecież innego sposobu chyba nie ma, by wysłać ze szkoły pocztę. - Hanka znowu zaczęła się szczerzyć.
- To może ci trzeba jeszcze sowę kupić? Musimy jechać na Pokątną.
- Mamcia, zapomniałaś o Hau? Ona oszaleje jak będzie miała sowę pod nosem i nie będzie mogła jej tknąć. No i sowa też by nie była zadowolona z towarzystwa kota. Ktoś na pewno pożyczy mi swoją. A jak nie, to zadzwonię. Mam przecież telefon.
- No dobrze. No to idź już spać, bo jutro musimy wcześnie wstać. Do Londynu jest spory kawałek. Dobranoc.
- Dobranoc.
Następnego ranka strasznie padało. Nie była to może wymarzona pogoda na jakiekolwiek wyjazdy, ale Hance to nie przeszkadzało. Może to dziwne, ale na ten dzień czekała całe wakacje. Przecież nie codziennie zostaje się adeptem szkoły magii.
- Hau musisz wejść do tej klatki. Wypuszczę cię w pociągu.
- Gotowa?
- Prawie. Tato pomóż mi zagonić Hau do klatki. Przecież nie będę jej niosła. Dobrze wiesz jak ona bardzo rozrabia jak tylko wyjdzie na dwór.
- Pokaż jej, co się dzieje za oknem. W taką pogodę lepiej siedzieć w klatce. Chyba, że Hau woli się wykąpać. - Pan Forger uśmiechnął się.
- Masz rację, ale ona tego nie zrozumie. Ja nie umiem po kociemu. - Hanka postawiła wiklinową klatkę na podłodze, co sprawiło, że Hau postanowiła wyjść spod łóżka. - Hau, kici kici... No chodź maleńka. Zobacz. - Hanka wskazała okno. - Widzisz, jaka ulewa? A MY WYJEŻDŻAMY. Jeśli nie chcesz zmoknąć to radzę wejść do tej klatki.
Hau spojrzała swoimi szmaragdowymi oczami w okno, po czym podeszła do Hanki i otarła się o jej nogi. (Chyba na znak zgody). Po czym powoli weszła do klatki.
- No, grzeczna kotka. - Hanka podrapała Hau za uszami i zamknęła drzwiczki od klatki. - Wypuszczę cię dopiero w pociągu, dobrze? - Hau miauknęła, co oznaczało, że już przestała się dąsać.
- A jednak znasz koci język. Może mnie też nauczysz?
- Oj, tato! Przestań sobie ze mnie żartować. Jeśli kiedykolwiek nauczę się mówić po kociemu to możesz być pewien, że...
- Że będę pierwszą osobą, która się o tym dowie?
- Nie! Że nigdy ci o tym nie powiem. - Hanka zrobiła nadąsaną minę.
- No dobrze już, dobrze. Chodźmy.
Dla Hanki podróż na dworzec wydawała się najdłuższą, jaką kiedykolwiek odbyła. Zresztą nie była ona wcale przyjemna. Hau ciągle miauczała i jakoś Hance nie udawało się jej przekonać, by siedziała spokojnie. Pani Forger nieustannie narzekała i prosiła, by Hanka nie jechała do "tej szkoły", a pan Forger, co prawda nic nie mówił, ale to wcale nie polepszało sytuacji. Kiedy wysiedli z samochodu i poszli na dworzec pojawił się kolejny problem. Gdzie jest Peron 9 i 3/4?
- Mamo! Zrób coś. Jest już pół do jedenastej! Gdzie jest ten peron? - Denerwowała się Hanka.
- Chodźmy na peron dziesiąty lub dziewiąty. Tak chyba będzie najrozsądniej. - Powiedział stanowczo pan Forger i cała trójka ruszyła przed siebie. Nie odeszli daleko, gdy Hanka usłyszała znajomy głos.
- My tego nie zrobiliśmy!
- Przecież Ginny była z nami cały ranek.
- Nie wzięliśmy do ręki pamiętnika Percyego.
- Prawda Ginny?
- Prawda. - Odezwał się dziewczęcy głos, którego Hanka nie znała.
- To nie prawda! Ja już was znam. Nie dość, że żadnego z was nie ma pożytku, to jeszcze wciąż się wygłupiacie! - Odezwał się mało sympatyczny męski głos, który najwyraźniej należał do Percyego, właściciela zaginionego pamiętnika.
Hanka zaczęła się rozglądać. Dobrze pamiętała brzmienie tych głosów i była niemalże pewna, że należą one do...
- Fred, George!
- Hej! To przecież nasza mała znajoma. Pogromczyni Malfoyów. - Powiedział z szerokim uśmiechem Fred.
- Kurcze. Strasznie się cieszę, że się spotkaliśmy tu na peronie. - George także zdawał się być zadowolony ze spotkania z Hanką. Hanka uśmiechnęła się.
- Ginny bardzo chciała cię poznać, po tym jak opowiedzieliśmy jej jak utarłaś nosa Malfoyowi. Ona jedzie do Hogwartu dopiero za rok. - Tu Fred wskazał na dziewczynkę, która trzymała się ręki kobiety, która najwyraźniej była ich matką. Obie, i matka, i córka były płomiennie rude, co sprawiało, iż na tle pozostałej rodziny nie wyróżniały się wcale. Wręcz przeciwnie, doskonale do niej pasowały. Chłopak, który musiał być Percym, stał obok z bardzo obrażoną miną i również był rudy. Obok niego o wózek bagażowy opierał się nieco znudzony chłopiec, który jak Hanka skojarzyła, musiał być Ronem, młodszym bratem bliźniaków. Oczywiście również i on posiadał rudą czuprynkę i sympatycznie piegi na twarzy.
- Bardzo mi miło cię poznać. Jestem Hanka. - Powiedziała Hanka nieco zmieszanym głosem. Ginny uśmiechnęła się nieśmiało.
- No i fajnie! A to jest Percy. Jest jakiś obrażony, ale tym się nie przejmuj, on tak przez całe życie.
- George! - Powiedziała z oburzeniem w głosie pani Weasley.
- Ale to prawda! - Żachnął się Fred. Ginnny zachichotała.
- Oh! Najmocniej za nich przepraszam. To straszne łobuziaki. Nazywam się Molly Weasley. A to są moje dzieci.
- Wow. Jest was piątka. W waszym domu musi być zawsze wesoło. - Powiedziała Hanka.
- Tak właściwie to siódemka, ale Bill i Charlie już pracują. A w domu jest faktycznie wesoło, czasami nawet za wesoło. - Odpowiedziała z uśmiechem pani Weasley i spojrzała znacząco na bliźniaków.
- Ja jestem Igor Forger.
- A ja Laurencja. Poznaliśmy już pani męża. Pomagał nam na ulicy Pokątnej robić zakupy. Naprawdę bez niego byśmy tam zginęli.
Pani Weasley zmarszczyła brwi.
- Ale mam nadzieję, że Artur się państwu nie narzucał? - Fred i George wymienili uśmiechy. - On przepada za mugolami i kiedy ma możliwość porozmawiania z nimi dosłownie traci głowę. - Tym razem to Hanka się uśmiechnęła, bo przypomniało jej się, że faktycznie przy pierwszym spotkaniu z Weasleyami jeden z nich stracił głowę, ale na pewno nie był to pan Weasley.
Państwo Forger rozmawiali jeszcze jakiś czas z panią Weasley, podczas gdy Hanka rozmawiała z Ginny, Fredem i Georgem. Percy był nadal obrażony, ale co jakiś czas zamieniał słowo z Ronem więc, jak Hanka wywnioskowała, jego złość powoli mu przechodziła.
- A co z Percym? Słyszałam, że zwędziliście mu pamiętnik. Kiedy zamierzacie mu go oddać? - Mówiła Hanka szeptem.
- My? Za bardzo przeceniasz nasze możliwości. To Ginny mu go buchnęła. - Powiedział Fred z nieukrywanym żalem, że to jednak nie jego robota.
- I co? Oddasz mu go? - Zapytała Hanka wyraźnie rozbawiona sytuacją.
- Żartujesz? Niby po co? Przez całe wakacje nie dawał nam żyć. Schowam mu go w jednym z jego sekretnych miejsc.
- Sekretnych?
- Taa. - Wtrącił George. - Wiesz on ma kilka takich skrytek. Chowa do nich rzeczy, o których nie chce byśmy wiedzieli.
- Oczywiście my znamy te wszystkie skrytki. - Dokończył Fred.
- Kurcze jesteście niesamowici. - Powiedziała Hanka z pełnym podziwem.
- No! Dzieciaki! Trzeba się powoli zbierać. Jest już za dziesięć jedenasta. Wkoło pełno mugoli. Jeśli chcecie zdążyć na pociąg to lepiej się pośpieszcie. A ty moja kochana wyściskaj rodziców, bo oni na Peron 9 i 3/4 się nie dostaną.
- Ale dlaczego? - Zapytała Hanka.
- Oni nie są czarodziejami. Więc dla nich przejście się nie otworzy. - Wyjaśniła pani Weasley.
- Ah... No tak. W takim razie... - Hanka rzuciła się rodzicom na szyję. - Do zobaczenia. Napiszę zaraz jak tylko zajedziemy.
- Tylko nie zapomnij. - Powiedziała lekko wzruszona pani Forger.
- Dobra, postaram się pamiętać. Tylko gdzie jest to przejście?
- Jak to gdzie? W murze. - Powiedział Fred.
- Ach tak. No jasne. Że też o tym nie pomyślałam. Przecież to TAKIE oczywiste.
- Musisz iść prosto na mur między dziewiątym i dziesiątym peronem.
- A jak zarobię guza?
- To będzie niezłe widowisko. - Powiedział George z trudem opanowując śmiech.
- Ja nie widzę w tym nic śmiesznego i na pewno nie idę pierwsza.
- Percy, może pójdziesz pierwszy? - Spytała uprzejmie pani Weasley.
- O tak. Percy idź pierwszy. Jesteś najważniejszy w rodzinie. Jesteś przecież prefektem. - Powiedział z bardzo poważna miną Fred. George i Ginny wymienili spojrzenia. Percy jednak nie słyszał tej uwagi, gdyż właśnie znikał w murze między peronami. Pani Weasley sprawiała wrażenie jakby chciała upomnieć syna.
- Niesamowite. - Odezwał się pan Forger.
- Fred teraz ty. - Pani Weasley wskazała synowi przejście.
- Nie jestem Fred. - Chłopak zrobił naburmuszoną minę.
- Fred to ja. - Odezwał się drugi z bliźniaków.
- Och! Przepraszam cię George. - Powiedziała pani Weasley.
- I ty kobieto uważasz się za naszą matkę? - Bliźniacy pokręcili głowami z dezaprobatą.
- Och. Idźcie już, bo się spóźnicie.
Ginny zrobiła minę jakby się miała zaraz rozpłakać.
- Ginny nie smuć się. Napiszemy do ciebie. - Zagadnął siostrę George.
- Tak. Wyślemy ci jakiegoś suvenira na pociechę.
- Wyślemy ci sedes z Hogwartu.
Na twarzy Ginny pojawił się szeroki uśmiech, czego nie można było powiedzieć o twarzy pani Weasley.
- Fred, George. Ostrzegam was. - Pani Weasley zmarszczyła czoło.
Bliźniacy ruszyli pędem w stronę barierki.
- Żartowaliśmy.
- Czyżby? Jakoś wam nie wierzę. Nie chcę widzieć w domu żadnego sedesu... poza naszym.
- Ale my nie o tym.
- Właśnie.
- Żartowaliśmy. Ja jestem Fred.
Bliźniacy zniknęli za barierką.
- Same z nimi utrapienia. - Powiedziała pani Weasley.
- To, jeżeli nikt nie ma nic przeciwko... - Hanka urwała w połowie zdania.
- Ależ nie ma sprawy. Idź. Śmiało. - Odezwał się po raz pierwszy Ron. Hanka uśmiechnęła się.
- No to idę. Pa mamcia. Pa tato. Ginny do zobaczenia.
- Powodzenia. - Ginny odwzajemniła uśmiech.
Hanka ruszyła w stronę przejścia. Im bliżej była muru, tym bardziej się bała, że się o niego rozbije. W końcu nie codziennie korzysta się z tego typu udogodnień. Była już bardzo blisko i nagle... Znalazła się na peronie 9 i 3/4. Na torach kolejowych stała wspaniała czerwona lokomotywa, z której buchały kłęby pary. Fred i George stali niedaleko czekając na nią.
- No i jak?
- Myślałam, że będzie gorzej.
- Zuch dziewczyna. No to chodź. Zajmiemy sobie przedział. No i jeszcze musisz poznać naszego kumpla Lee Jordana.
Hance taki układ całkowicie odpowiadał. Nie musiała się przejmować, że nikogo nie zna. Ba, znała już przecież dwóch chłopaków z trzeciej klasy (i zaraz miała poznać jeszcze jednego), co dla dziewczyny w jej wieku było niezłym wyczynem i powodem zazdrości wśród rówieśniczek.
- O jest Lee. Hej! - Gerge wskazał na jakiegoś chłopaka.
- George, Fred! Albo na odwrót! Dawnośmy się nie widzieli! - Niezawysoki, uśmiechnięty chłopak podszedł do bliźniaków. - A to kto? - Wskazał na Hankę.
- To jest nasza Ślizgoneczka. - Powiedział Fred zanim Hanka zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- A więc to ty!... Lee Jordan. - Chłopak podał Hance rękę. - Nie wiem co ci dziewczyno strzeliło do głowy, ale czy ty przypadkiem nie chcesz nas wygryźć?
- Eee. Słucham?
- Pochodzisz z mugolskiej rodziny, więc nie możesz być w Ślizgonach. Jeśli jednak by ci się to udało... Kurcze, taki numer. Ludzie będą jeszcze o tym latami gadać.
- Nie rozpaczaj Lee. - Wtrącił się Fred. - My też odwalimy coś takiego, że nas Hogwart na długo zapamięta.
- Powoli zaczynam rozumieć wasz sposób myślenia. Bez obaw. Jak już tylko będę w tym całym Slytherinie to już nie będę podskakiwać. No, tylko będę tępić tego Malfoya. Pasuje?
- Ty, moja droga, będziesz podskakiwać razem z nami. Ginny musi mieć jakąś kumpelkę. My przecież nie będziemy w Hogwarcie wiecznie. - Fred otarł łzę wzruszenia, która pojawiła się nagle w jego oku.
- A właśnie. Co słychać u waszej siostry? - Spytał Lee.
- Nigdy nie było lepiej. - Bracia wyszczerzyli zęby w radosnym uśmiechu. - Zwędziła Percyemu pamiętnik. Percy jest święcie przekonany, że to my.
- Ale to nie ma znaczenia. Grunt, że dostał napadu szału.
- No, to się rozumie. - Lee pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Lepiej już chodźmy. Trza zająć przedział. - Powiedział George.
Weszli więc do jednego z wagonów. Ze znalezieniem wolnego przedziału był spory kłopot. Ponieważ zupełnie pustych już nie było, cała czwórka musiała dosiąść się do zajętego już po części.
- O! Cześć kuzynka. - Powiedział Fred.
- Cześć chłopaki. - Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Możemy się dosiąść?
- Jasne. Jesteśmy tutaj tylko ja i Cho.
- A więc tak. To jest Małgośka nasza kuzynka i jej koleżanka Cho, a to jest Hanka. - Oznajmił George.
Dziewczyny podały sobie ręce.
- Jesteś nowa, co nie? - Spytała Małgośka.
- Do jakiego domu chcesz się dostać? - Dorzuciła Cho.
- Slytherin.
Dziewczyny spojrzały na Hankę spode łba. Zapanowała cisza.
- Nie jestem toksyczna. - Hanka przerwała milczenie. Trójka chłopaków wymieniła porozumiewawcze spojrzenie.
- Nie o to chodzi... A z jakiego rodu jesteś? Jeśli można zapytać?
- Z żadnego. Jestem córką mugoli.
- I ty chcesz się dostać do Slytherinu?
- Tak, ale oszczędźcie mi gadania. Przerabiałam to już z Fredem i Georgem. Chcę utrzeć Malfoyowi nosa i dlatego muszę być w tym samym domu, co on.
- Aha.
- A wy? Gdzie jesteście?
- Ja w Gryffindorze. Prawie wszyscy z naszej rodziny tam są.
- Ja Ravenclow. - Odrzekła Cho.
- Ale mówiąc szczerze, jestem ciekawa gdzie będę. - Hanka zamyśliła się.
- Jak to gdzie? - Oburzyli się bliźniacy i Lee.
- Ty będziesz w Slytherinie. - Powiedział stanowczym głosem George.
- Nawet nie wiecie jak bardzo bym chciała.
Podróż pociągiem minęła zaskakująco szybko. Nim się wszyscy obejrzeli pociąg zatrzymał się na stacji. Hanka przez ten czas zdążyła się zaprzyjaźnić z Cho i Małgośką. Jednak ciągle martwiła się, że prócz jednego Malfoya nie zna nikogo ze swojego rocznika.

- Pójdziemy razem do szkoły, nie? - Zapytała Hanka, kiedy wszyscy zaczęli powoli wysiadać.
- Niestety nie da rady. Ty musisz wraz ze wszystkimi pierwszakami łódką przez jezioro. - Powiedziała Małgośka.
- Szkoda. Szczerze mówiąc trochę się boję.
- Nie ma czego. - Odpowiedział Lee.
- Eee... Hanka? Co się tak trzepie w twoich bagażach? - Zapytał nagle Fred.
- O kurcze! To Hau. Zupełnie o niej zapomniałam. Przykryłam jej klatkę, by mi nie zmokło biedactwo. Obiecałam jej, że w pociągu ją wypuszczę.
- Hau? - Wszyscy mieli zdziwione miny.
- Hau to moja kotka.
- Fajne imię. - Zarechotał George.
- Oczywiście! Sama wymyślałam.
Hanka zbliżyła się do klatki z kotem. Hau była wściekła. Na widok swojej właścicieli prychnęła parę razy i napuszyła sierść.
- Pirszoroczni do mnie! - Rozległ się donośny głos ponad głowami uczniów.
- No więc, ty idziesz w tamtą stronę a my tam. Spotkamy się w szkole. - Powiedziała Małgośka.
- Powodzenia. - Cho starała się dodać Hance otuchy.
- A moje bagaże?
- O nie się nie martw. Będą czekały na ciebie w szkole.
- Aha. No to na razie. - Hanka ruszyła wraz z innymi pierwszakami w stronę wysokiego mężczyzny, który przed chwilą ich wołał.
- No proszę. Kogo ja widzę. Panna zarozumiała szlama. Postaraj się nie wpaść do jeziora. - Malfoy szedł obok Hanki z szyderczym uśmiechem. Hanka zignorowała go zupełnie.
"No pięknie! Nie dość, że Hau jest na mnie wściekła to jeszcze przypałętał się ten kretyn. Miłe złego początki". - Westchnęła Hanka i poszła dalej za grupą pierwszaków.

venenia : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz