Najnowsze wpisy


mar 10 2004 Slytheringirl 6
Komentarze: 0
Nie wszystko jest takim, jakim się wydaje.




W głowie Hanki kłębiło się tysiąc myśli. Pewnie dostanie drugi szlaban, albo co gorsza straci punkty dla domu. W końcu są z nią Fred i George. Snape na pewno odejmie punkty Gryffindorowi, bo on nie znosi tego domu. Jej też będzie musiał, Hanka jest razem z nimi.
Tymczasem Snape zapłacił za składniki i wolnym krokiem zaczął iść w kierunku wyjścia. Hanka zamknęła oczy z przerażenia. Słyszała bicie własnego serca oraz powolne kroki profesora, które były coraz bliżej i bliżej... Kiedy kroki ustały, Hanka niepewnie otworzyła oczy.
- Czemu stoicie w przejściu? - Snape spytał Hankę głosem pozbawionym wszelkiego wyrazu.
Hanka próbowała coś odpowiedzieć, ale nie mogła wydobyć z siebie ani słowa.
- Przyszliśmy uzupełnić nasze zapasy panie profesorze. - Poratował Hankę Fred. Najwidoczniej on i George nie wpadli w tak wielką panikę jak ona.
- Aha. – Odpowiedział Snape z kpiną w głosie. - Wzruszające. Może się łaskawie przesuniecie? Zagradzacie całe przejście.
Hanka usunęła się na bok. To samo zrobili bliźniacy. Snape wyszedł ze sklepu.
- No to już po mnie. Snape mnie zabije przy najbliższej okazji. - Hanka zaczęła biadolić.
- Masz dzisiaj dzień z atrakcjami. – Powiedział George ledwo tłumiąc śmiech.
- Ja nie widzę w tym nic śmiesznego! - Oburzyła się Hanka. - Tym razem na pewno polecą punkty. Ślizgoni mnie zabiją. Już i tak mam z nimi wystarczająco przerypane.
- Mała, nie przesadzasz trochę? - Spytał Fred.
- Co?
- No pomyśl. Fakt faktem zwymyślałaś Snapea a potem nakrył cię w Hogsmeade, ale co z tego?
- Właśnie! - Dopowiedział hardo George.
- Jeżeli polecą punkty, to trudno. A szlaban i tak już masz. Drugiego nie dostaniesz. Nic wielkiego. Przecież to nie koniec świata.
- Tak myślicie?... Macie rację. - Odpowiedziała Hanka nieco się uspokoiwszy. - Przynajmniej JA nie boję się mówić tego, co myślę i co najważniejsze jestem teraz w Hogsmeade. Opowiem potem Draco jak było fajnie.
- No widzisz. - Zaczął Fred. - Nie ma tego złego...
- Co by na dobre nie wyszło! - Dokończyli już wszyscy optymistycznym chórem.
- No to kupmy trochę chwastów. - Zaproponowała Hanka podchodząc do sprzedawcy.
- Słucham? Czego ci potrzeba, kochanie? - Zagadnęła Hankę stara czarownica, właścicielka sklepu.
- Eeee, no więc... - Hanka wyciągnęła kartkę z nazwami ziół. - Czy jest może Dymnica pospolita?
- Masz na myśli Fumaria officinalis?
- Fumaria... co proszę? - Zdziwiła się Hanka.
- To łacińska nazwa tej rośliny. Powinnaś wiedzieć, że w ziołownictwie używa się łacińskich nazw roślin. To jest taki uniwersalny język, który wszyscy rozumieją. Dzięki temu czarodzieje z całego świata potrafią przyrządzić jakąś miksturę na podstawie tej samej wersji przepisu.
- No tak, ma pani rację, ale czy ja dzisiaj mogę użyć tych potocznych nazw, bo łacińskich nie spisałam. - Powiedziała Hanka lekko zawstydzona.
Czarownica zaczęła się śmiać.
- Oczywiście, że możesz, ale następnym razem używaj już tych właściwych. Dobrze?
- Tak jest! - Odpowiedziała z uśmiechem Hanka.
- Więc czego ci jeszcze potrzeba?
- Potrzebny mi rdest wężownik i mięta pieprzowa. – Hanka dumnie zakończyła odczyt. Czarownica udała się na zaplecze.
- Więc kogo chcesz posłać do łazienki na dłuuugie godziny? - Zapytał nagle Fred.
- A ty skąd wiesz, co chcę zrobić? - Zdziwiła się Hanka.
- Poprosiłaś przecież o środki na przeczyszczenie. – Odpowiedział chłopak obojętnie.
- My, to mamy wiedzę na temat ziół, co nie? - Wtrącił się z dumą George.
- No powiedzmy... - Odpowiedziała ironicznie Hanka.
- Tylko jedno mi nie pasuje. Na co ci mięta? - Ciągnął dalej Fred. - Przecież ona łagodzi działanie dwóch pozostałych.
- Mięty nie zamierzam użyć do zrobienia eliksiru. - Odpowiedziała Hanka takim tonem jakby to było oczywiste.
- Więc, po co...
- Herbatka z mięty bardzo Hani smakuje. - Hanka wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- A tobie, co znowu? Często mówisz o sobie w trzeciej osobie?
- Nie często, ale mi się zdarza.
- Aaa. No to wszystko tłumaczy. Fred i George też lubią miętę do picia.
- A ty, co się podlizujesz? Już wiem! Chcecie się wprosić do mnie na herbatkę? – Hanka rzuciła podejrzliwe spojrzenie na chłopaków.
- Tak, bo jeszcze nigdy nie byliśmy w pokoju wspólnym Slytherinu.
- Ale z was wstrętne stworzenia...
- Dziękujemy za komplement. - Odpowiedzieli bracia.
- Proszę bardzo, ale nie wiem czy jest się z czego cieszyć. - Powiedziała nieco złośliwie Hanka.
- 10 galeonów. - Sprzedawczyni wróciła z zaplecza z torbą pełną ziół.
- Proszę bardzo. - Hanka wręczyła kobiecie pieniądze. - Do widzenia.
- Zapraszam ponownie. - Odpowiedziała czarownica.
Hanka i chłopaki wyszli ze sklepu.
- I co teraz? Wracamy do szkoły czy idziemy gdzieś jeszcze? - Spytała Hanka.
- Nam to obojętne. W sumie byliśmy tu wczoraj. - Odpowiedział Fred.
- Przechlapane i tak już mamy. Chyba nie zrobi dużej różnicy, jeżeli wrócimy trochę później, nie?
- Raczej nie. Więc co chcesz zobaczyć?
- Cukiernię.
Odwiedzili więc Miodowe Królestwo, najpopularniejszy sklep ze słodyczami w Hogsmeade. Hanka kupiła mnóstwo magicznych łakoci, w tym pieprznych diabełków, którymi kiedyś poczęstowali ją bliźniacy.
- Kupię jeszcze tylko mleko dla Hau i możemy wracać.
- A właśnie. Jak tam twoja kotka?
- Nadal obrażona za ten pociąg. Może mlekiem ją przekupię, by przestała na mnie prychać.
- Mleko z PEWNOŚCIĄ podziała.
- Znowu jesteście złośliwi.
- Oj tylko troszeczkę.
- Tiara przydziału chyba jest zepsuta. - Zauważyła Hanka - Powinna nas przydzielić na odwrót. Mnie do Gryffindoru a was do Slytherinu.
- Ee tam. Ty byś się zmarnowała w Gryffindorze. Z twoim talentem do docinek i w ogóle...
- Lepiej już chodźmy. - Przerwał rozmowę Fred. - Snape się wścieknie jak wrócimy zbyt późno.
- Masz rację. Lepiej go nie wnerwiać. Zwłaszcza, że jutro odsiaduje u niego szlaban. Więc idziemy do przejścia?
- Zwariowałaś? A co będzie, jeśli nas nakryją? Snape już pewnie powiadomił McGonnagall. Lepiej by nauczyciele nie wiedzieli o naszym przejściu.
- Więc jak wrócimy do szkoły? Główną bramą?
- Oczywiście. To dopiero będzie powrót!
- Oj tak. Wielki powrót. - Westchnęła ciężko Hanka.
Udali się w kierunku szkoły. W sumie chyba nic gorszego od spotkania ze Snapem nie mogło ich spotkać, a jednak...
- A co wy tu robicie? O ile dobrze pamiętam uczniom nie wolno bez pozwolenia opuszczać terenu szkoły.
Cała trójka niepewnie obejrzała się za siebie. Z tylu stała profesor McGonnagall. Wyglądała na bardzo rozgniewaną.
- No, bo my pani profesor... - Zaczął tłumaczyć się George.
- Dosyć. Powinniście się wstydzić. Dajecie zły przykład innym uczniom. Odejmuje każdemu 10 punktów.
- Ile? - Zaprotestowała Hanka.
- Nie kłóć się ze mną Forger. - Powiedziała ostrym tonem McGonnagall. - Fred i George dodatkowo ode mnie dostają szlaban a co z tobą zrobić zadecyduje profesor Snape. Idziemy do szkoły. - Rozkazała profesor ostrym tonem.
- No to koniec. A już myślałam, że nie zobaczę Snapea wcześniej jak jutro o 17. - Szepnęła Hanka do chłopaków.
- Ty chyba przynosisz pecha. - Powiedział George ze śmiechem.
- Co ci znowu tak wesoło? - Hanka nie mogła ukryć irytacji.
- Takiej akcji jeszcze nie mieliśmy. Lee padnie z zazdrości jak się dowie. - Chichotał dalej George.
- Wiesz, ja nie za bardzo rozumiem wasz sposób myślenia. - Odpowiedziała z dezaprobatą Hanka.
- A właśnie! Pani profesor...
- Tak, Fred?
- Jak wypadł Lee? Będzie komentował rozgrywki?
- Owszem. Bardzo dobrze mu poszło.
- Ekstra! - Wykrzyknęli bracia.
Dalsza droga upłynęła w milczeniu. Profesor jakoś nie kwapiła się do rozmowy a i oni bali się odzywać niepytani.
- No to jesteśmy. Fred, George macie być jutro o 16 u mnie w gabinecie. Teraz możecie odejść, a ty Forger za mną.
- Powodzenia. - Krzyknęli Hance Fred i George na odchodnym. - Zgadamy się jeszcze dziś po kolacji!
- „Jeśli dożyję kolacji.” - Pomyślała Hanka idąc wolno za profesor McGonnagall. - „Znowu gabinet Snapea. Jedyną różnicą jest to, że tym razem prowadzi mnie tam nauczycielka a nie ten głupi Draco.”
Profesor McGonnagall zapukała do drzwi, po czym nie czekając na "proszę" weszła do środka.
- Profesorze...
- Witam. Co panią tu sprowadza, pani profesor? - Powiedział Snape nie odrywając oczu od czytanej właśnie książki.
- Przyłapałam jedną z twoich uczennic dziś w Hogsmeade. To niedopuszczalne, żeby uczniowie wychodzili sobie ot tak ze szkoły.
Snape przestał czytać. Chwilę popatrzył na profesor McGonnagall, po czym utkwił swój wzrok w Hance.
- Aaa... panna Forger. Miło cię znowu widzieć. – Powiedział dość beztrosko Snape.
Hance wydawało się, że niedosłyszała tego, co właśnie do niej powiedział. Nie wiedziała, jak Snape zareaguje na cała sytuację, kiedy McGonnagall zaprowadzi ją do lochu, jednak jedno jest pewne, takiej reakcji się nie spodziewała.
- Więc mówi pani profesor, że była w Hogsmeade? - Ciągnął dalej Snape.
- Tak. Powiedziałam także, że to niedopuszczalne, by uczniowie...
- Była sama? – Snape nie pozwolił McGonnagall dokończyć. -. Forger, z kim tam poszłaś a raczej, kto cię tam zaprowadził? - Zapytał surowo.
- A jakie to ma znaczenie czy była sama czy nie? - Oburzyła się McGonnagall.
- WIELKIE, bo ktoś ją do tego namówił i ja chcę wiedzieć, kto. - Snape uśmiechnął się złośliwie. - A może poszłaś tam ze swoimi rudymi przyjaciółmi z Gryffindoru?
Mimo, że to pytanie było wyraźnie skierowane do Hanki, to nie na nią patrzył się profesor. Jego wzrok był skierowany prosto na profesor McGonnagall. Nauczycielka transmutacji ściągnęła gniewnie brwi.
- Tak, zgadza się. – Odpowiedziała ze złością po chwili. - Weasleyowie byli razem z nią. Każdemu odjęłam 10 punktów.
- Więc sprawa załatwiona. - Odpowiedział krótko Snape. - Forger wyjdź na zewnątrz i poczekaj, aż cię zawołam. Mam do ciebie jeszcze jedną sprawę.
- Dobrze panie profesorze. - Powiedziała cicho Hanka.
- Chwileczkę Snape, nie da pan jej szlabanu? - Zdziwiła się McGonnagall.
- Nie. Uważam, że nie ma potrzeby. Nie poszłaby do Hogsmeade gdyby jej na to nie namówili twoi uczniowie. - Uciął temat Snape. - Forger miałaś chyba wyjść?
- To nie będzie konieczne. - Odpowiedziała ze złością McGonnagall. - Mam jeszcze sprawę do dyrektora, więc się spieszę. Żegnam!
Za profesorką trzasnęły głośno drzwi.
- Siadaj Forger. - Powiedział nieco zmęczonym głosem Snape. – Powiedz mi, jak to się stało, że na nią wleźliście? Nie mogliście bardziej uważać?
- No, bo my... Bo to się stało... jak... jak już byliśmy prawie pod szkołą. - Hanka zaczęła się motać w swojej odpowiedzi. – Przepraszam, że tak to wyszło. - Dodała po chwili.
- Co masz w tej torbie? - Pytał dalej Snape.
- Zakupy. - Odpowiedziała Hanka.
- Tyle, to i ja wiem! Nie rób ze mnie idioty! Co dokładnie kupiłaś?... Z resztą pokaż mi tę torbę. - Snape wyciągnął rękę, po czym wysypał wszystko na biurko.
- Mleko, słodycze, Mentha Piperita (dop. autorki. Mięta pieprzowa), Fumaria officinalis (dop. autorki Dymnica pospolita)... no, coraz ciekawiej Forger. - Snape zaczął kręcić głową udając zachwyt. - Kogo chcesz tym otruć?
- Ja nie chcę nikogo otruć. - Zaprotestowała Hanka.
- To, na co ci to?
- Bo ja chciałam zobaczyć czy potrafię...
- To ja ci mówię, że nie potrafisz. Przykro mi Forger, ale nie mogę ci tego oddać. Chyba mnie rozumiesz? - Powiedział nieco już łagodniejszym tonem Snape. Hanka pokiwała głową.
- A czy mogę chociaż dostać mleko? To dla Hau.
- Hau?
- No, dla mojego kota.
- Mleko możesz zabrać.
- Dziękuję.
- Proszę.
Zapanowała krótka cisza.
- Idź już na kolację. - Snape wskazał Hance drzwi. - I nie zapomnij, że jutro odrabiasz swój szlaban.
- Pamiętam. - Odpowiedziała nieco pewniej Hanka. - To... do widzenia.

venenia : :
lut 13 2004 Slytheringirl 5
Komentarze: 1

Podarunek od Łapy, Rogacza, Lunatyka i Glizdogona

Niestety współlokatorki Hanki i Kamili okazały się wyjątkowo w stylu "Malfoy". Do ich pierwszej kłótni doszło już pierwszego września. Pancy Parkinson zdawała się bardzo adorować towarzystwo Draco, dlatego każda, chociażby najmniejsza, negatywna, wzmianka na jego temat drażniła ją niebywale. Hanka jednak nie należała do osób, które zmieniają swoje zachowanie ot tak, bo komuś się coś nie podoba. Miała swoje zasady i uparcie przy nich obstawała, co oczywiście pogłębiało wzajemną niechęć jej i Pancy do siebie nawzajem. Oczywiście na poparcie ze strony Ślizgonów nie było można liczyć. Już sam fakt, że Hanka będąc szlamą dostała się do Slytherinu, był dla wszystkich mieszkańców Slytherinu wielką zniewagą. Jedynie Kamila zachowywała się w stosunku do Hanki przyjaźnie. Malfoy natomiast przechodził sam siebie, by przy każdej możliwej okazji demonstrować swoje niezadowolenie i obrzydzenie faktem, że jest z Hanką w jednym domu.
Minął już prawie tydzień od rozpoczęcia roku. W piątkowe popołudnie ostatnią lekcją Ślizgonów były eliksiry. Hanka nie mogła się doczekać tej lekcji. Już sama myśl o tym, że będzie się uczyć sporządzać tajemnicze mikstury powodowała u niej dreszczyk podniecenia. Hanka ze wszystkich dotychczas odbytych przedmiotów najbardziej polubiła obronę przed czarna magia, zaklęcia i trochę transmutację. To trochę wynikało z tego, że nie darzyła zbytnią sympatią nauczycielki tego przedmiotu, profesor McGonnagall. Psorka uwzięła się na nią gdyż podczas jednej z lekcji, (transmutacja była 3 razy w tygodniu), Hanka niezbyt pochlebnie skomentowała aktywność jednej Gryffonki, Hermiony Granger.
Najmniej lubianą lekcją okazała się jednak, jak Hanka zresztą przewidywała, historia magii. Nie było w niej absolutnie nic ciekawego. Same suche fakty, daty, powstania i wojny, które, jak się Hance wydawały, były tylko niepotrzebnymi informacjami do zapamiętania.
Tak czy owak pierwszy tydzień nauki dobiegał końca i jedyną lekcją, jakiej jeszcze nie było, były właśnie eliksiry. Nauczycielem eliksirów był profesor Snape, opiekun Slytherinu.
- Nie uważasz, że to dziwne? - Spytała nagle Hanka.
- Ale co? - Odpowiedziała Kamila, kiedy razem z Hanką szły na lekcję eliksirów.
- No ten cały Snape. Jest naszym opiekunem, a widzieć go po raz pierwszy będziemy dopiero podczas lekcji. Jeżeli opiekunem naszego domu byłby nauczyciel numerologii, to byśmy go poznali dopiero w trzeciej klasie razem z pierwsza lekcją numerologii?
- Też masz problemy.
- Nie o to chodzi. Ale, na co opiekunowie, skoro w ogóle nie zajmują się swoimi podopiecznymi.
- Może TOBĄ się nikt nie zajmuje. - Odezwała się nagle Pancy Parkinson. - Ja i Draco bardzo dobrze znamy profesora Snapea i od początku roku rozmawialiśmy z nim już setki razy.
- W takim razie musi być bardzo nieszczęśliwy z tego powodu. No, chyba że jest taką samą szumowiną jak ty i ten blady, ulizany szczurek. - Odpowiedziała Hanka na zaczepkę€ Pancy.
- Jak śmiesz nazywać tak mojego Draco!
- TWOJEGO? - Wtrąciła się Kamila.
- Zakochana para... - Zanuciła pod nosem Hanka.
Pancy uciekła z płaczem.
- No to przynajmniej mamy na nią jakiegoś haka. - Ucieszyła się Hanka.
- Noo, zupełnie nie wiem, co ona w nim widzi.
- Wiesz do najbrzydszych to on nie należy, co nie zmienia faktu, że straszny z niego palant.
Dziewczyny doszły do klasy, w której odbywały się zajęcia z eliksirów. Nauczyciela jeszcze nie było.
- O nie wiedziałam, że mamy dzielone z Gryffonami. - Zauważyła Kamila.
- Ciekawe czy Pudlica znowu będzie się wymądrzać.
- Pudlica?
- No ta, potargana, co zawsze wszystko wie.
- Masz na myśli Granger?
- A kogo? "Ja znam odpowiedź. Mnie wybierz!" - Powiedziała piskliwym głosem Hanka.
- Chyba trochę przesadzasz.
- Wcale nie, jak można się tak rzucać?
- Ty chyba jesteś wściekła o to, że McGonnagall dała wtedy Gryffindorowi punkty. Dzięki temu Gryffoni prowadzą w Pucharze Domów.
- Wcale nie. - Odpowiedziała lekko zmieszana Hanka. - Jednak Kamili słusznie się zdawało, że chodzi właśnie o to.
Drzwi do klasy otworzyły się z hukiem. Profesor Snape wszedł szybko do sali, po czym zmierzył wzrokiem wszystkich uczniów.
Pierwsza lekcja eliksirów nie była tak ciekawa jak się Hance wydawało, że będzie. Profesor Snape dobitnie wyjaśnił czym są eliksiry i czym na pewno nie są. Zadał kilka pytań jednemu z uczniów Gryffindoru, na które biedny chłopak nie znał odpowiedzi. Hermiona Granger, klasowa kujonka Gryffonów, oczywiście znała odpowiedź, lecz profesor jej nie zapytał. Chyba nie bardzo lubił Gryffonów, gdyż na lekcji zadawał pytania głównie im.
Lekcja się strasznie dłużyła i kiedy wreszcie dobiegła do końca, Hanka czuła się bardzo rozczarowana. Nie tego się spodziewała po lekcji eliksirów.
- Proszę wszystkich Ślizgonów o pozostanie w sali. - Odezwał się profesor, kiedy uczniowie zaczęli chować do toreb przybory szkolne.
- Ciekawe, czego będzie od nas chciał? - Szepnęła Hanka na ucho Kamili.
- A bo ja wiem?
Drzwi od klasy zamknęły się i w sali zostali sami Ślizgoni wraz ze swoim wychowawcą.
- Z niektórymi miałem już przyjemność rozmawiać. - Zaczął Snape.
- Zapomniał dodać, że wątpliwą... - Szepnęła Hanka cichutko.
- Jednak korzystając z okazji, że jesteście tu wszyscy, chciałbym uświadomić wam czego będę od was oczekiwał.
- "Uświadomić, czego będę od was oczekiwał" - Myślała drwiąco Hanka. - "Co za koleś. To będzie koszmar. Co mnie podkusiło, by się pchać do Slytherinu?.... Malfoy! Niech ja go tylko dorwę."
- Oczekuję, że przyczynicie się do zwycięstwa Slytherinu w Pucharze Domów. Jak niektórzy z was wiedzą przez ostatnie siedem lat Slytherin zdobywał puchar i oczekuję, że w tym roku też będziemy najlepsi.
- "Spore wymagania" - Hanka komentowała w myśli.
- Macie bezwzględnie przestrzegać regulaminu szkoły. Jeżeli któryś z nauczycieli przyłapie was na jego łamaniu, utracicie punkty, czego z cała pewnością nie będę tolerował. Jeżeli o mnie chodzi, to wolę czasami o niektórych rzeczach nie wiedzieć, co nie zmienia faktu, że będę na wszystkie wasze głupstwa przymykał oko. I jeszcze jedno. Póki wszyscy nosicie szaty Slytherinu macie szanować siebie nawzajem. W szkole jesteście jak rodzina. - Tu profesor zrobił pauzę. - Jaki będzie wasz stosunek do uczniów z pozostałych domów to mnie nie obchodzi.
- "No! Zaczyna gadać jak człowiek. Chyba pozwolę żyć Malfoyowi trochę dłużej"
- To wszystko. Możecie iść. Miłego weekendu.
Uczniowie zaczęli wychodzić z sali mocno zaaferowani tym, co usłyszeli.
- I co sądzisz o naszym wychowawcy? - Zagadnęła Kamila.
- Już mi tak nie przeszkadza, że nie będzie się nami interesował. Obawiam się tylko, że jest bardzo wymagający.
- Chyba tak, ale po dzisiejszej lekcji śmiem twierdzić, że tylko dla Gryffonów.
Dziewczyny zaczęły się śmiać.
- Słuchaj, Fred i George prosili mnie bym się dziś z nimi spotkała, więc będę się zbierać. Chcą mnie oprowadzić po szkole.
- Oprowadzić? Nie chcę nic mówić, ale zaczęliśmy tydzień temu. Przez tydzień to ty już chyba poznałaś szkołę, co?
- No niby tak, ale oni mówią, że chcą mi pokazać coś ekstra.
- Ekstra...??? Chyba powinnam z tobą pójść.
- Nie tym razem. Wyraźnie zaznaczyli, że mam być sama.
- Aha. No nic. - Kamila poszła w stronę dormitorium.
- Forger! Profesor Snape chce z tobą rozmawiać. Masz iść do jego gabinetu!
Na końcu korytarza pojawił się Malfoy.
- Draco. Jak miło cię widzieć. To na prawdę wspaniały początek weekendu. Spędzisz ze mną rodzinne popołudnie?
- Nie wysilaj się. Wiesz gdzie jest gabinet Snapea?
- Nie.
- Więc będę cię musiał zaprowadzić.
- Snape cię prosił?
- Tak. Inaczej bym tego nie zrobił.
- A to mi nowość.
Draco z miejsca zaczął iść w kierunku lochów. Trzeba przyznać, że szedł dość szybko, dlatego Hanka musiała podbiegnąć kawałek by go dogonić.
- Mógłbyś zaczekać. - Powiedziała z wyrzutem.
- A po co? Jak się zgubisz to nie będzie mój problem. Póki Snape nie widzi nie mam zamiaru się z tobą dogadywać.
- Widzę, że bardzo do serca wziąłeś sobie jego słowa.
- Żebyś wiedziała... To tutaj. - Powiedział Draco, po czym zostawił Hankę przed drzwiami gabinetu profesora Snapea.
Hanka nie od razu tam weszła. Przez chwilę zastanawiała się, po co Snape chce z nią rozmawiać. Być może McGonnagall powiedziała mu o ostatniej lekcji transmutacji i incydencie z Hermioną Granger? Hankę obleciał strach. Próbowała znaleźć jakiś inny powód dla ktorego mogłaby zostać wezwana, ale nic jej nie przychodziło do głowy.
-"Przecież powiedział, że nasz stosunek do uczniów z innych domów go nie obchodzi". - Myślała gorączkowo. - "McGonnagall nie odjęła mi punktów, więc nie powinno być sprawy." - Hanka westchnęła. - "Lepiej to już mieć za sobą".
PUK PUK...
- Proszę. - Hanka przełknęła ślinę.
- Pan profesor chciał mnie widzieć? - Zaczęła niepewnie.
- Tak, siadaj.
- "Już po mnie" - Myślała Hanka siadając na przeciwko biurka profesora Snapea.
- Rozmawiałem o tobie z dyrektorem. Zgodzisz się chyba, że jesteś w dość nietypowej i zapewne trudnej sytuacji.
- Słucham?
- Chodzi o to... - Snape sprawiał wrażenie jakby nie do końca był pewien tego, co chce powiedzieć. - Pochodzisz z mugolskiej rodziny, prawda?
- Taaaak. - Odpowiedziała Hanka niepewnie przeciągając "a".
- Dyrektor zgodził się, by w tej wyjątkowej okoliczności pozwolić ci zmienić dom, jeśli będziesz chciała.
Strach przed rozmową zmienił się u Hanki w trudny do opanowania gniew.
- Fred i George uprzedzali mnie, że ten cały Slytherin to zgraja snobistycznych kretynów. - Wypaliła nagle.
- Słucham? - Snape wyglądał na zaskoczonego. Bądź, co bądź nie takiej odpowiedzi się spodziewa1). - Moja panno sądzę, że powinnaś liczyć się ze słowami.
- Sam pan mi przed chwilą sugerował zmianę domu. Jak mam zareagować? - Hanka wstała z krzesła. - Proszę się nie fatygować. Wracam do domu. Rezygnuję z nauki w tej szkole.
- Siadaj! - Powiedział stanowczo profesor Snape.
Zazwyczaj w takich przypadkach Hanka wychodziła z trzaskiem drzwi, ale w tej sytuacji coś jej mówiło, że rozsądnie będzie zostać i wysłuchać tego, co Snape ma do powiedzenia.
- Nie chodzi mi o to byś zmieniała dom. - Snape cedził każde słowo. - Doskonale wiesz w jak trudnej jesteś sytuacji, osobiście bym wolał, byś została w Slytherinie, jednak nie mam takiej władzy by cię uchronić przed złośliwościami ze strony innych Ślizgonów.
Hance zrobiło się głupio. Wiedziała, że powinna przeprosić, jednak słowo przepraszam z całą pewnością nie należało do jej ulubionych.
- Przepraszam. – Powiedziała w końcu z trudem. - Ja nie chcę zmieniać domu.
- Cieszę się. - Powiedział z równym trudem Snape. Lecz jednak po chwili wrócił do swego zwykłego, aroganckiego tonu.
- Jako twój opiekun i wychowawca nie mogę jednak tolerować takiego zachowania. Nie mam w zwyczaju odejmować punktów swoim wychowankom i również w tym przypadku tego nie uczynię. Powiem krótko. Masz szlaban.
- Słucham? Ale...
- Nie pyskuje się nauczycielowi a tym bardziej wychowawcy. Jutro o 17 masz być w moim gabinecie. Pomyślisz trochę nad swoim zachowaniem.
Hanka przytaknęła głupio głową.
- Możesz odejść.
Hanka wyszła z gabinetu. Nie minął tydzień a ona już miała szlaban.
- No cóż. Przynajmniej nie odjął mi punktów. - Westchnęła ciężko i poczłapała pod Wielką Salę, gdyż tam właśnie umówiła się z bliźniakami.
- A cóż ty taka markotna? - Zapytał George kiedy tylko ujrzał Hankę.
- Mam szlaban.
- Co? - Fred zakrztusił się sokiem dyniowym.
- Od kogo?
- Ja tam wolę raczej wiedzieć za co? – Bliźniacy mówili jeden przez drugiego.
- Rozmawiałam ze Snapem i tak jakoś wyszło.
- Jesteś niesamowita. My dostaliśmy nasz pierwszy szlaban dopiero po miesiącu i to za jakąś głupotę. A ty... nie dość, że w pierwszym tygodniu to jeszcze u Snapea. - Fred był wniebowzięty.
- Co mu powiedziałaś?
- Tylko tyle, że w Slytherinie są sami snobistyczni kretyni.
- Zaraz, zaraz! Poszłaś i mu to tak po prostu powiedziałaś?
- Niezupełnie. Kazał mi przyjść do swojego gabinetu. Dyrektor wymyślił, że wyjątkowo mogę sobie wybrać dom, do którego chcę należeć. Snape miał mi to powiedzieć, ale ja się wkurzyłam, bo myślałam, że chce się mnie pozbyć i tak jakoś wyszło. – Powiedziała Hanka prawie z płaczem.
- I co, że niby Snape się ciebie nie chce pozbyć? Pewnie to był jego pomysł. – Zareagował szybko George.
- Właśnie! Jemu pewnie najbardziej przeszkadza, że jesteś u niego w domu.
- No chyba jednak nie. Rozmawialiśmy chwilę o tym a potem dostałam szlaban za to, że nazwałam go kretynem.
- Ciesz się, że jesteś Ślizgonką. Inaczej byłoby po tobie. Gdybyśmy MY mu tak powiedzieli...
- Może zmienimy temat? - Hanka zaproponowała bez entuzjazmu. - Jakoś nie chce mi się o tym rozmawiać. Chcieliście mi coś pokazać?
- Tak, ale musisz obiecać, że nikomu o tym nie powiesz.
- Ok. – Hanka skinęła głową.
- O tym wiedzą tylko Lee, Ginny, my no i teraz ty.
- Fajnie, ale przejdziecie w końcu do rzeczy i powiecie, o co chodzi?
- Owszem, ale nie tutaj.
- Tak. - Zgodził się Fred. - Chodźmy się przejść po błoniach.
Wyszli więc ze szkoły i udali się w kierunku boiska do quiditcha.
- Już nie mogę się doczekać, kiedy się zaczną rozgrywki.
- Czego?
- Jak to, czego? Quiditcha.
- A co to quiditch?
- George. Ona nie wie, co to quiditch!
- A skąd niby mam wiedzieć? - Zezłościła się Hanka.
- Spokojnie. W sumie to masz rację. Quiditch to gra. Lata się na miotłach, zdobywa punkty, wali w tłuczki i szuka znicza. My gramy w drużynie. Jesteśmy pałkarzami.
- Czyli, że naszym zadaniem jest odbijanie tłuczków w przeciwnika.
- Fajne! Chcę to zobaczyć na żywo.
- Niedługo zaczną się rozgrywki. W tym roku musimy zdobyć puchar!
- Właśnie za długo już jest w Slytherinie!
- Slytherin? - Zainteresowała się Hanka.
- Tak. - Powiedział ze złością Fred. - Macie ten cholerny puchar już od siedmiu lat.
- Ha ha ha. Jesteśmy lepsi, jesteśmy lepsi. - Hanka zaczęła śpiewać.
- No tylko bez takich. Zresztą nie przyprowadziliśmy cię tutaj by gadać o quiditchu.
- Chcieliśmy pokazać ci TO!
Bliźniacy zrobili niezwykle dumne miny, pokazując Hance pewien czysty pergamin.
- No i? - Spytała Hanka.
- Już, to wszystko. - Odpowiedział George.
- Zaciągnęliście mnie tutaj, by pokazać mi jakiś papier?
- Jak to, jakiś! - Zaprotestował Fred.
- Właśnie! - Zawtórował mu George.
- To jest mapa Hogwartu i terenów przyległych.
- Ale tu nic nie ma.
- No pewnie, że nie ma. Trzeba ja uaktywnić.
- Aha. No to jak to się robi?
Fred odchrząknął wyniośle.
- Uroczyście oświadczam, że knuję coś niedobrego.
Na pergaminie zaczęły pojawiać się linie, które szybko utworzyły bardzo dokładną mapę Hogwartu.
- Widzisz? Cały Hogwart wraz z ukrytymi przejściami.
- WOW. - Wyszeptała Hanka. - Skąd to macie?
- Zwędziliśmy Filchowi jak byliśmy w pierwszej klasie.
- A po co mu taka mapa?
- Jemu po nic. Skonfiskował ja Rogaczowi, Łapie, Lunatykowi i Glizdogonowi jeszcze przed nami.
- Komu?
- To są twórcy mapy, ale nie wiemy, kim oni są tak naprawdę.
- Aha. - Przytaknęła Hanka.
- To jak, chcesz iść dzisiaj z nami do Hogsmeade?
- Skorzystamy z jednego z ukrytych przejść i nikt nie zauważy.
- Dobra. Muszę odreagować jakoś ten szlaban.
Weszli więc do szkoły, gdyż mapa pokazywała, że jedno z sekretnych przejść prowadzących do Hogsmeade jest właśnie tam.
- Musimy teraz uważać, by nikt nas nie zobaczył.
- Okay. - Zawołała ochoczo Hanka.
Podeszli do jednego z luster na czwartym piętrze. George spojrzał na mapę.
- W porządku. Możemy iść. Lustereczko otwórz się.
Na te słowa lustro odskoczyło od ściany zupełnie tak, jak portret Grubej Damy, która strzegła wejścia do salonu wspólnego Gryffonów. Cała trójka weszła do ciemnego korytarza.
- Lumos. - Wyszeptał jeden z braci. W korytarzu momentalnie zrobiło się jaśniej.
- Ekstra, nie? - Spytał z dumą Fred.
- No pewnie. Szkoda tylko, że nie będę się mogła nikomu pochwalić. Chciałabym widzieć minę Draco gdyby wiedział, że właśnie idziemy do Hogsmeade. - Hanka zachichotała.
- Pewnie by się rozpłakał, że go nie wzięliśmy ze sobą.
- Pewnie tak. - Zgodziła się Hanka nadal tłumiąc śmiech. - A właśnie, czemu nie ma z nami Lee? Mówiliście, że wie o mapie.
- Lee ma dziś randkę z profesor McGonnagall.
- Co???
- Potrzebny jest komentator do rozgrywek quiditcha. Lee się zgłosił na ochotnika. Ma dziś próbę u prsorki.
- Aaaa, to takie buty... - Stwierdziła inteligentnie Hanka.
- No, kończcie plotkować. - Odezwał się George. - Jesteśmy na miejscu.
Jak się okazało, sekretne przejście miało swój koniec niedaleko Trzech Mioteł, popularnego pubu.
- To gdzie chcesz iść? - Spytał Fred.
- A co tu warto obejrzeć?
- Absolutnie wszystko.
- A mają tu jakiś sklep ze składnikami do eliksirów?
Fred i George popatrzyli krzywo na Hankę.
- A po diabła chcesz iść akurat w tak nieciekawe miejsce?
- Właśnie! - Oburzył się George. - Nie lepiej odwiedzić Miodowe Królestwo lub Sklep Zonka?
- Chciałam kupić kilka składników, bo te, co kazali nam kupić na zajęcia są zupełnie do niczego.
- Zapewniam cię, że te, co masz się doskonale nadają.
- Jasne, nadają się chyba tylko do tego by zaparzyć z nich herbatę! Chcę ugotować coś specjalnego i zapewniam was, że to, co mam w zapasach na nic mi się nie przyda.
- Aaaa. No to trzeba było od razu, że chcesz jakąś nielegalną miksturkę zrobić. - Ucieszył się Fred.
- Taa, to w końcu jest tu taki sklep, gdzie można trochę chwastów kupić, czy nie?
- Pewnie, że jest! Już tam idziemy. A powiedz, co chcesz zrobić?
- To tajemnica. Powiem wam jak już będzie gotowe. - Hanka odpowiedziała z satysfakcją w głosie.
- To tutaj.
Zatrzymali się przed niewielkim sklepem, który przypominał starą herbaciarnię. Hanka uśmiechnęła się i pewnie pociągnęła za klamkę. Chwilę później jednak, cała trójka stanęła jak sparaliżowana, nie mogąc zrobić ani kroku na przód ani do tyłu, co w zaistniałej sytuacji byłoby nawet bardziej wskazane. Przed nimi stał profesor Snape, który zdawał się być tak samo zaskoczony faktem, że widzi Hankę i chłopaków, jak oni, że widzą jego.
- Chyba mam dziś pecha. - Powiedziała Hanka.
- Nie da się ukryć. - Przytaknęli Fred i George.

venenia : :
sty 22 2004 SlytherinGirl 4
Komentarze: 1
Ceremonia przydziału



Pochód nad jezioro nie trwał długo. Nie minęło nawet pięć minut a już wszyscy stali nad jego piaszczystym brzegiem. Po drugiej stronie rysował się wspaniały kształt zamku, który jak Hanka słusznie zauważyła był Hogwardzką Szkołą.
- Uwaga pirszoroczni! - Zagrzmiał donośny głos pośród tłumu uczniów. - Nazywam się Hagrid i jestem gajowym. - Tu olbrzym zrobił krótką pauzę. - Teraz trza wsiąść do tych łódek. Po 6 osób do jednej. Rozumita? No to wsiadać.
Powstało małe zamieszanie, jednak już po chwili łódki były zapełnione. Ku przerażeniu Hanki do jej łódki wsiadł nie kto inny, jak sam Malfoy i jego dwóch koleżków.
- Radzę się mocno trzymać. - Powiedział Draco z głupim uśmieszkiem.
Hanka jednak, podobnie jak poprzednio, olała go zupełnie. Wszystkiej jej myśli błądziły teraz wokół tego, jak zostać Ślizgonem. Na głupią zaczepkę Malfoya, odpowiedziała tylko głupim uśmiechem. To jednak, dla Malfoya okazało się wielką zniewagą, gdyż po chwili...
- Tobie się wydaje, że kim ty jesteś?!? - Mówił zupełnie wściekły. - To jakieś chore nieporozumienie! Dlaczego mam płynąć tą głupią łódką razem z jakąś szlamą!?
- Hmph. Nikt ci tu nie kazał wsiadać. Jesteś tu na własną prośbę. A jak ci się coś nie podoba to możesz wysiąść. – Odpowiedziała Hanka ze stoickim spokojem.
Malfoyowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
- Pamiętasz jak mówiłem ci byś uważała na jeziorze? - Spytał.
- Ooo... Czyli jednak dosiadłeś się specjalnie. Zbliż się do mnie a zafunduję ci darmową lekcję pływania.
- Nie będę musiał. Ale ty, chyba umiesz pływać? Crabe, Goyle! Wrzućcie ją do wody.
I owszem. Gwardia przyboczna Malfoya, w postaci dwóch osiłków, natychmiast wstała z miejsc. Łódka nie była wielka, więc już za chwilę byli przy Hance.
- Chłopaki, nie róbcie nam problemów w dniu rozpoczęcia roku. Nie możecie tego przełożyć na później? - Odezwała się w końcu jedna z pozostałej trójki zajmującej łódkę.
"Dzięki!". - Pomyślała Hanka. "Ja bym wolała to odroczyć, a nie przełożyć".
- Pytał cię ktoś o zdanie? Nie! Więc się przymknij! - Malfoy zdawał się być w siódmym niebie.
CHLUP!
- No wreszcie. - Na twarzy Draco pojawił się okropny uśmiech.
Ale, to nie Hanka wylądowała w jeziorze.
- Ratunku! Nie umiem pływać! - Wrzeszczał Goyle.
Kiedy Hanka starała się go wciągnąć z powrotem do łódki, nagle przy jej boku pojawił się Malfoy. Był na prawdę wystraszony, gdyż Goyle nie kłamał i właśnie zaczynał się topić. Po chwili sytuację udało się opanować a Goyle, choć cały mokry, był szczęśliwy, że czuje grunt pod nogami. Na tym się jednak nie skończyło.
- Ale, ty umiesz pływać, co? - Draco złapał Hankę za nadgarstek.
Nastąpiło ponowne chlup. Lecz tym razem osób w wodzie znalazło się więcej, gdyż Hanka pociągnęła za sobą Draco.
- Nie daruję ci tego. - Wrzeszczał Draco zgrzytając zębami, gdyż woda była naprawdę lodowata.
- Czy ty się wreszcie zamkniesz? - Odpowiedziała mu Hanka.
W milczeniu dopłynęli do łódki i wgramolili się do środka. Chwilę później znaleźli się na drugim brzegu jeziora.
- No pirszoroczni wysiadać! - Zagrzmiał głos olbrzyma. - Cholibka a wam co się stało? - Zapytał Hagrid, gdy tylko ujrzał mokrą Hankę, Draco i Goyla.
- A co mogło się stać? - Zapytał ze złością Draco. - Niech no się tylko mój ojciec o tym dowie.
- Zamknij się Malfoy. - Warknęła Hanka. - Przecież to TWOJA wina!
- Uspokujta się. Natychmiast. - Hagrid sprawiał wrażenie zupełnie zdezorientowanego w sytuacji. - Cholibka. Teraz nie ma czasu byście się przebrali. Zrobicie to po ceremonii.
- Co? - Zapytał z niedowierzaniem Draco.
- To co słyszałeś. - Odburknęła Hanka. - Czy możemy już iść? Jakby na to nie patrzeć jest ZIMNO!
- A tak, tak. Chodźmy. - Odpowiedział Hagrid.
Udali się więc do zamku. Zostali wprowadzeni do ogromnego korytarza. A u podnóża wielkich wspaniałych schodów. Hagrid gdzieś zniknął.
- A tobie co się stało? - Zapytał Hankę Ron gdyż właśnie teraz zauważył, że jest kompletnie przemoczona.
- Miałam wątpliwą przyjemność dzielić łódkę z takim jednym kretynem. - Tu Hanka wskazała na Malfoya. - Na widok Draco, Ron parsknął śmiechem. - Wrzuciłaś go do wody?
- Niezupełnie. On chciał mnie wrzucić, więc go pociągnęłam za sobą.
- Uwaga pierwszoroczni.
Wszyscy zwrócili głowy w stronę czarownicy, która stała przed nimi na schodach.
- Za chwilę przejdziecie ceremonię przydziału. Jest to dla was bardzo ważne, gdyż w domu, do którego traficie, spędzicie kolejne 7 lat, przynosząc lub ujmując mu chwały. A teraz za mną proszę.
Weszli do olbrzymiej sali, gdzie przy długich stołach siedzieli pozostali uczniowie Hogwartu.
- Kiedy wyczytam wasze imię macie usiąść na tym stołku, a ja nałożę wam na głowę tiarę przydziału, która przydzieli was do waszego domu.
- Denerwujesz się? - Spytała Hanka dziewczyny, która stała obok.
- Trochę. Wiesz słyszałam o tobie i Malfoyu. Nieźle go urządziłaś.
- W sumie to się tylko broniłam.
- Ale to i tak było niesamowite. Niewiele osób wszczyna bójki z Draco.
- No nie przesadzaj. Zasłużył sobie na to. Rozpieszczony bachor myśli, że mu wszystko wolno.
- Ma protekcję tatusia.
- Jego staremu też nagadałam.
- Co?
- Spotkaliśmy się na Pokątnej. Przyczepił się, że jestem córką mugoli, to mu powiedziałam parę rzeczy do słuchu. Nieźle się wtedy wkurzył.
- Nie bardzo cię rozumiem, ale przynajmniej masz to szczęście, że nie będziesz w Slytherinie.
- Przynajmniej?
- Noo. Ja niestety tam trafię. Wolałabym jakiś Ravenclow lub Gryffindor.
- Nie żartuj sobie! Ja bardzo bym chciała do Slytherinu. Mogłabym temu kretynowi tak uprzykrzyć życie...
- Czy mówiłam ci już, że cię nie rozumiem?
- Tak przed chwilą.
- A dlaczego nie chcesz...
- KAMILA RENOUNCE.
- To ja. Muszę iść.
- Powodzenia.
Kamila usiadła na stołku. Czarownica nałożyła na jej głowę tiarę...
- SLYTHERIN!!! - Krzyknęła tiara.
Kamila zrezygnowana zeszła z siedzenia i ruszyła w stronę stołu Ślizgonów.
- Nie przejmuj się. - Hanka próbowała ją pocieszyć. - Zaraz obok ciebie usiądę.
- Fajnie by było.
Ceremonia trwała dalej. Ron Weasley trafił do Gryffindoru, z czego bardzo ucieszyli się jego bracia. Uczniów oczekujących na przydział wciąż ubywało, lecz ani Hanka ani Draco nie dostali jeszcze swego przydziału.
"Żeby tylko mnie wyczytali przed Malfoyem" Myślała gorączkowo Hanka.
- HANNA FORGER.
Hanka przełknęła ślinę. Podeszła do czarownicy i usiadła na stołku. Z tego miejsca widziała wszystkich uczniów szkoły. Pomachała Kamili, po czym zaczęła szukać wzrokiem Freda, Georga, Małgośki i Lee. Siedzieli całkiem niedaleko. Pomachali jej przyjaźnie. Kiedy Hanka poczuła tiarę na swej głowie, zrobiło się jej niedobrze.
"Slytherin, Slytherin, Slytherin". Myślała.
- Cóż za determinacja. - Usłyszała nagle. Poczuła się dość dziwnie, gdyż jeszcze nigdy nie miała na głowie gadającej czapki. - Doskonale się tam nadajesz, ale mam nadzieję, że wiesz co robisz. SLYTHERIN!!!
Na twarzy Hanki pojawił się szeroki uśmiech. Spojrzała na Draco. Tak głupiej miny nie miał chyba jeszcze nigdy w życiu.
- To nasza dziewczyna!!! - Wrzeszczeli Fred i George. - Brawo Hanka!
Hanka ukłoniła się im w taki sam sposób, w jaki bliźniacy kłaniali się jej na ulicy Pokątnej. W szkole zapanowała cisza. Wieść o tym, że Hanka jest szlamą rozniosła się błyskawicznie.
- To nie możliwe.
- A to diablica!
- Jak jej się udało?
- Patrz, szlama w Slytherinie.- Szeptano dookoła.
Hanka już miała iść do stołu Ślizgonów, gdy zatrzymała ją profesorka.
- Musisz się najpierw wysuszyć. - Nauczycielka wyciągnęła różdżkę. - Exsiccare.
Szata Hanki wyschła natychmiast.
- Teraz możesz iść.
- Dziękuję. - Odpowiedziała Hanka.
Cisza trwała nadal. Wszystkie pary oczu były zwrócone na Hankę. Malfoy kipiał z wściekłości. Hanka podeszła do niego tak blisko, że prawie stykali się nosami.
- Strzeż się. - Powiedziała do niego na tyle głośno by słyszała ją cała szkoła. W zaistniałych okolicznościach nie było to trudne, gdyż cisza trwała nadal. A po tym stwierdzeniu ucichły nawet szepty. Hanka spokojnie podeszła do stołu Ślizgonów i zajęła miejsce obok Kamili.
- Witam ponownie. - Powiedziała.
- Ale sobie grabisz. Draco się wścieknie.
- Już się wściekł. Szkoda, że nie widziałaś jego miny, kiedy tiara przydzieliła mnie tutaj.
- Pewnie była głupia.
- I to jeszcze jak.
Dziewczyny zaczęły się śmiać.
- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. - Draco usiadł przy stole.
- Oh Draco. Czy ty musisz wszędzie za mną łazić? Do łódki też się wepchałeś. Nie skończyło się to dla ciebie za dobrze, pamiętasz?
Ślizgoni parsknęli śmiechem.
- HARRY POTTER.
Nastała znowu cisza.
- Ej, co to za jeden, że wszyscy tak nagle ucichli? - Spytała Hanka Kamili.
- Nie znasz Pottera?
- Nie.
- Przecież to bohater.
- Co? - Powiedziała Hanka ledwo powstrzymując śmiech. - Ja bym go jednym niewinnym i przypadkowym chlaśnięciem...
- Nie o to chodzi. Parę lat temu był taki jeden Sama-Wiesz-Kto.
- Nie, nie wiem kto.
- No to jest jego imię.
- Jakie imię. Kogo?
- Sam-Wiesz-Kto to jego imię.
- Trochę głupie.
- Jego imię to Voldemort. - Odezwał się nagłe Draco.
- A ciebie się ktoś pytał? - Rzuciła Hanka w jego stronę. - To w końcu jak się ten ktoś nazywał?
- No Vol... Jego imię jest tak straszne, że wszyscy mówią Sam-Wiesz-Kto.
- Teraz to ja ciebie nie rozumiem. Jak można bać się imienia?
- Ja się nie boję. - Wtrącił się znowu Draco.
- Ciebie nie pytam.
- No, więc Sama-Wiesz-Kto był bardzo zły. Miał swoich kumpli i wszystkich zabijali.
- A to od razu trzeba było, że to boss mafii.
- Czego?
- Mafii.
- A co to mafija?
- Nie mafija tylko mafia. To takie coś z bossem i jego podwładnymi i oni ciągle łamią prawo, ale nikt im nie podskoczy, bo wszyscy się ich boją. Wy nie macie mafii?
- Kiedyś mieliśmy Sama-Wiesz-Kogo.
- A teraz?
- Chyba nie.
- Szczęściarze. W moim świecie, znaczy się w świecie mugoli, jest jedna mafia na drugiej. Rosyjska, Włoska, Yakuza. W mieście niedaleko, którego mieszkam są dwie. Stare i Młode Miasto.
- I wy się nie boicie?
- Grunt to znajomości. Poza tym, jeżeli nie prowadzisz jakiegoś interesu lub czegoś takiego to masz z nimi spokój. W miastach mieszka dużo ludzi, więc nie każdy ma z nimi problemy.
- Aha. To u nas było podobnie. Jeżeli Sama-Wiesz-Kto cię nie potrzebował, to też nie było się czego bać.
- Lub, jeśli się MIAŁO znajomości. - Draco wyraźnie dawał o sobie znać.
- Więc co z tym Potterem?
- Jego starzy nie chcieli się do Sama-Wiesz-Kogo przyłączyć, więc Sama-Wiesz-Kto poszedł do ich domu, by ich zabić. Potter miał wtedy zaledwie roczek. Zabił matkę i ojca Harrego, ale jego nie. Mówią, że zaklęcie odbiło się od chłopaka i ugodziło w Sama-Wiesz-Kogo. Od tego czasu Sama-Wiesz-Kto zniknął.
- Czyli żaden z tego Pottera bohater. Dzieciak miał po prostu szczęście.
- No może. Jednak dzięki niemu nie ma już Sama-Wie...
- Tak wiem. Voldemorta. Nie możesz używać jego prawdziwego imienia?
- Nie bardzo.
- Szkoda.
- Ale, ja mogę.
- To się ciesz.
GRYFFINDOR!!!
- No proszę. Trafił do Gryffindoru.
- Ty też mogłaś tam trafić. Przecież masz tam znajomych.
- Ale, wolę Slytherin.
- Ale, ja cię tu NIE CHCĘ.
- Draco, nie powiesz chyba, że się mnie boisz?
- Ciebie? Też coś! Po prostu cię nie lubię.
- Ja ciebie też. Dlatego tak mi na tym zależało by być z tobą w jednym domu.
- Czy ci ktoś kiedyś powiedział, że jesteś wredna?
- A tobie?
- Możecie skończyć tę kłótnię? - Spytała Kamila stanowczym tonem.
- Jasne. Kiedy tylko zechcesz. - Odpowiedziała Hanka w jej stronę. - Jedzonko wygląda przepysznie.
- I takie też jest. – Kamila uśmiechnęła się.
Uczta trwała do późnego wieczora. Kiedy się już wszyscy posilili, nadszedł czas, by udać się do dormitoriów.
- Uwaga Ślizgoni, zwłaszcza ci pierwszoroczni. Nazywam się Suzume Shadow i jestem prefektem naczelnym. Jeżeli będziecie mieli jakieś pytania zgłaszajcie się do mnie. A teraz proszę za mną. Idziemy do pokoju wspólnego.
Wyszli z sali głównej i udali się wąskimi schodami do lochów zamku.
- Tu jest ekstra. - Szepnęła Hanka do Kamili.
- Noo, mnie też się podoba.
- Tutaj jest wejście do pokoju wspólnego. - Powiedziała Suzume, kiedy wszyscy zgromadzili się przed wielką kamienną ścianą. - Hasło brzmi Quidditch World Cup. Radzę zapamiętać.
Kiedy tylko padły słowa hasła, ściana rozstąpiła się zupełnie tak samo, jak mur na tyłach Dziurawego Kotła.
- Zapraszam do środka. - Ciągnęła dalej Suzume. - Dormitoria dziewczyn są na lewo, chłopaków na prawo. Na tablicy ogłoszeń wisi wasz przydział do pokojów. Życzę miłej nocy. Aha. Po wasze plany lekcji zgłoście się do mnie jutro o 10. Dobranoc.
Pierwszacy dosłownie rzucili się na tablicę ogłoszeń.
- Hej zobacz. Jesteśmy razem w pokoju. – Ucieszyła się Kamila.
- Zarąbiście! Razem z nami jest jeszcze Pancy Parkinson, Milicenta Bulstrode i Sally Anna Perks.
- Ciekawe, co to za jedne.
- Mam nadzieje, że nie jakieś egzemplarze pokroju Malfoya.
- Ja też.
- Wiesz, jadąc tutaj trochę się bałam, że mi się tu nie spodoba.
- A teraz? Podoba ci się, czy nie?
- Żartujesz sobie? Jest SUPER. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym chodzić do zwykłej mugolskiej szkoły. Właśnie zaczynam najlepsze siedem lat mojego życia.

venenia : :
sty 22 2004 SlytherinGirl 3
Komentarze: 0
 
Miłe złego początki



Ostatni tydzień wakacji minął błyskawicznie. Hanka żyła wyłącznie wyjazdem do Hogwaru.
- Mamo, ale jak ja nie znajdę tego peronu? To pewnie będzie jakieś przejście w stylu tego na Pokątną. Przecież na dworcu jest zawsze pełno mugoli, kogo ja się mam zapytać. Wątpię, żeby tam była informacja "Peron 9 i 3/4 tutaj".
- Pojedziemy wcześniej i się jakoś zorientujemy. Przecież nie ty jedna jedziesz do tej szkoły. Jakby to tylko ode mnie zależało to bym wolała...
- Żebym nigdzie nie jechała. Mamcia! Przerabialiśmy to już. Mnóstwo dzieciaków chodzi do szkoły z internatem. Przecież przyjadę na święta.
- Ale ja bym cię chciała mieć cały czas u siebie. A jak ci się coś tam stanie?
- A co mogłoby mi się stać? Mamo, ja będę przecież w szkole, nie?
- Ale musisz koniecznie do nas pisać. Obiecaj, że będziesz pisać codziennie.
- Codziennie to lekka przeginka. Napiszę zaraz na następny dzień. A potem... to jak się coś wydarzy. Zresztą przecież możecie do mnie dzwonić wieczorami.
Nagle Hanka uśmiechnęła się.
- O co chodzi? Z czego się śmiejesz?
- A, nic. Po prostu wyobraziłam sobie miny sąsiadów jak zobaczą te wszystkie sowy, które zaczną do nas przylatywać z listami. Przecież innego sposobu chyba nie ma, by wysłać ze szkoły pocztę. - Hanka znowu zaczęła się szczerzyć.
- To może ci trzeba jeszcze sowę kupić? Musimy jechać na Pokątną.
- Mamcia, zapomniałaś o Hau? Ona oszaleje jak będzie miała sowę pod nosem i nie będzie mogła jej tknąć. No i sowa też by nie była zadowolona z towarzystwa kota. Ktoś na pewno pożyczy mi swoją. A jak nie, to zadzwonię. Mam przecież telefon.
- No dobrze. No to idź już spać, bo jutro musimy wcześnie wstać. Do Londynu jest spory kawałek. Dobranoc.
- Dobranoc.
Następnego ranka strasznie padało. Nie była to może wymarzona pogoda na jakiekolwiek wyjazdy, ale Hance to nie przeszkadzało. Może to dziwne, ale na ten dzień czekała całe wakacje. Przecież nie codziennie zostaje się adeptem szkoły magii.
- Hau musisz wejść do tej klatki. Wypuszczę cię w pociągu.
- Gotowa?
- Prawie. Tato pomóż mi zagonić Hau do klatki. Przecież nie będę jej niosła. Dobrze wiesz jak ona bardzo rozrabia jak tylko wyjdzie na dwór.
- Pokaż jej, co się dzieje za oknem. W taką pogodę lepiej siedzieć w klatce. Chyba, że Hau woli się wykąpać. - Pan Forger uśmiechnął się.
- Masz rację, ale ona tego nie zrozumie. Ja nie umiem po kociemu. - Hanka postawiła wiklinową klatkę na podłodze, co sprawiło, że Hau postanowiła wyjść spod łóżka. - Hau, kici kici... No chodź maleńka. Zobacz. - Hanka wskazała okno. - Widzisz, jaka ulewa? A MY WYJEŻDŻAMY. Jeśli nie chcesz zmoknąć to radzę wejść do tej klatki.
Hau spojrzała swoimi szmaragdowymi oczami w okno, po czym podeszła do Hanki i otarła się o jej nogi. (Chyba na znak zgody). Po czym powoli weszła do klatki.
- No, grzeczna kotka. - Hanka podrapała Hau za uszami i zamknęła drzwiczki od klatki. - Wypuszczę cię dopiero w pociągu, dobrze? - Hau miauknęła, co oznaczało, że już przestała się dąsać.
- A jednak znasz koci język. Może mnie też nauczysz?
- Oj, tato! Przestań sobie ze mnie żartować. Jeśli kiedykolwiek nauczę się mówić po kociemu to możesz być pewien, że...
- Że będę pierwszą osobą, która się o tym dowie?
- Nie! Że nigdy ci o tym nie powiem. - Hanka zrobiła nadąsaną minę.
- No dobrze już, dobrze. Chodźmy.
Dla Hanki podróż na dworzec wydawała się najdłuższą, jaką kiedykolwiek odbyła. Zresztą nie była ona wcale przyjemna. Hau ciągle miauczała i jakoś Hance nie udawało się jej przekonać, by siedziała spokojnie. Pani Forger nieustannie narzekała i prosiła, by Hanka nie jechała do "tej szkoły", a pan Forger, co prawda nic nie mówił, ale to wcale nie polepszało sytuacji. Kiedy wysiedli z samochodu i poszli na dworzec pojawił się kolejny problem. Gdzie jest Peron 9 i 3/4?
- Mamo! Zrób coś. Jest już pół do jedenastej! Gdzie jest ten peron? - Denerwowała się Hanka.
- Chodźmy na peron dziesiąty lub dziewiąty. Tak chyba będzie najrozsądniej. - Powiedział stanowczo pan Forger i cała trójka ruszyła przed siebie. Nie odeszli daleko, gdy Hanka usłyszała znajomy głos.
- My tego nie zrobiliśmy!
- Przecież Ginny była z nami cały ranek.
- Nie wzięliśmy do ręki pamiętnika Percyego.
- Prawda Ginny?
- Prawda. - Odezwał się dziewczęcy głos, którego Hanka nie znała.
- To nie prawda! Ja już was znam. Nie dość, że żadnego z was nie ma pożytku, to jeszcze wciąż się wygłupiacie! - Odezwał się mało sympatyczny męski głos, który najwyraźniej należał do Percyego, właściciela zaginionego pamiętnika.
Hanka zaczęła się rozglądać. Dobrze pamiętała brzmienie tych głosów i była niemalże pewna, że należą one do...
- Fred, George!
- Hej! To przecież nasza mała znajoma. Pogromczyni Malfoyów. - Powiedział z szerokim uśmiechem Fred.
- Kurcze. Strasznie się cieszę, że się spotkaliśmy tu na peronie. - George także zdawał się być zadowolony ze spotkania z Hanką. Hanka uśmiechnęła się.
- Ginny bardzo chciała cię poznać, po tym jak opowiedzieliśmy jej jak utarłaś nosa Malfoyowi. Ona jedzie do Hogwartu dopiero za rok. - Tu Fred wskazał na dziewczynkę, która trzymała się ręki kobiety, która najwyraźniej była ich matką. Obie, i matka, i córka były płomiennie rude, co sprawiało, iż na tle pozostałej rodziny nie wyróżniały się wcale. Wręcz przeciwnie, doskonale do niej pasowały. Chłopak, który musiał być Percym, stał obok z bardzo obrażoną miną i również był rudy. Obok niego o wózek bagażowy opierał się nieco znudzony chłopiec, który jak Hanka skojarzyła, musiał być Ronem, młodszym bratem bliźniaków. Oczywiście również i on posiadał rudą czuprynkę i sympatycznie piegi na twarzy.
- Bardzo mi miło cię poznać. Jestem Hanka. - Powiedziała Hanka nieco zmieszanym głosem. Ginny uśmiechnęła się nieśmiało.
- No i fajnie! A to jest Percy. Jest jakiś obrażony, ale tym się nie przejmuj, on tak przez całe życie.
- George! - Powiedziała z oburzeniem w głosie pani Weasley.
- Ale to prawda! - Żachnął się Fred. Ginnny zachichotała.
- Oh! Najmocniej za nich przepraszam. To straszne łobuziaki. Nazywam się Molly Weasley. A to są moje dzieci.
- Wow. Jest was piątka. W waszym domu musi być zawsze wesoło. - Powiedziała Hanka.
- Tak właściwie to siódemka, ale Bill i Charlie już pracują. A w domu jest faktycznie wesoło, czasami nawet za wesoło. - Odpowiedziała z uśmiechem pani Weasley i spojrzała znacząco na bliźniaków.
- Ja jestem Igor Forger.
- A ja Laurencja. Poznaliśmy już pani męża. Pomagał nam na ulicy Pokątnej robić zakupy. Naprawdę bez niego byśmy tam zginęli.
Pani Weasley zmarszczyła brwi.
- Ale mam nadzieję, że Artur się państwu nie narzucał? - Fred i George wymienili uśmiechy. - On przepada za mugolami i kiedy ma możliwość porozmawiania z nimi dosłownie traci głowę. - Tym razem to Hanka się uśmiechnęła, bo przypomniało jej się, że faktycznie przy pierwszym spotkaniu z Weasleyami jeden z nich stracił głowę, ale na pewno nie był to pan Weasley.
Państwo Forger rozmawiali jeszcze jakiś czas z panią Weasley, podczas gdy Hanka rozmawiała z Ginny, Fredem i Georgem. Percy był nadal obrażony, ale co jakiś czas zamieniał słowo z Ronem więc, jak Hanka wywnioskowała, jego złość powoli mu przechodziła.
- A co z Percym? Słyszałam, że zwędziliście mu pamiętnik. Kiedy zamierzacie mu go oddać? - Mówiła Hanka szeptem.
- My? Za bardzo przeceniasz nasze możliwości. To Ginny mu go buchnęła. - Powiedział Fred z nieukrywanym żalem, że to jednak nie jego robota.
- I co? Oddasz mu go? - Zapytała Hanka wyraźnie rozbawiona sytuacją.
- Żartujesz? Niby po co? Przez całe wakacje nie dawał nam żyć. Schowam mu go w jednym z jego sekretnych miejsc.
- Sekretnych?
- Taa. - Wtrącił George. - Wiesz on ma kilka takich skrytek. Chowa do nich rzeczy, o których nie chce byśmy wiedzieli.
- Oczywiście my znamy te wszystkie skrytki. - Dokończył Fred.
- Kurcze jesteście niesamowici. - Powiedziała Hanka z pełnym podziwem.
- No! Dzieciaki! Trzeba się powoli zbierać. Jest już za dziesięć jedenasta. Wkoło pełno mugoli. Jeśli chcecie zdążyć na pociąg to lepiej się pośpieszcie. A ty moja kochana wyściskaj rodziców, bo oni na Peron 9 i 3/4 się nie dostaną.
- Ale dlaczego? - Zapytała Hanka.
- Oni nie są czarodziejami. Więc dla nich przejście się nie otworzy. - Wyjaśniła pani Weasley.
- Ah... No tak. W takim razie... - Hanka rzuciła się rodzicom na szyję. - Do zobaczenia. Napiszę zaraz jak tylko zajedziemy.
- Tylko nie zapomnij. - Powiedziała lekko wzruszona pani Forger.
- Dobra, postaram się pamiętać. Tylko gdzie jest to przejście?
- Jak to gdzie? W murze. - Powiedział Fred.
- Ach tak. No jasne. Że też o tym nie pomyślałam. Przecież to TAKIE oczywiste.
- Musisz iść prosto na mur między dziewiątym i dziesiątym peronem.
- A jak zarobię guza?
- To będzie niezłe widowisko. - Powiedział George z trudem opanowując śmiech.
- Ja nie widzę w tym nic śmiesznego i na pewno nie idę pierwsza.
- Percy, może pójdziesz pierwszy? - Spytała uprzejmie pani Weasley.
- O tak. Percy idź pierwszy. Jesteś najważniejszy w rodzinie. Jesteś przecież prefektem. - Powiedział z bardzo poważna miną Fred. George i Ginny wymienili spojrzenia. Percy jednak nie słyszał tej uwagi, gdyż właśnie znikał w murze między peronami. Pani Weasley sprawiała wrażenie jakby chciała upomnieć syna.
- Niesamowite. - Odezwał się pan Forger.
- Fred teraz ty. - Pani Weasley wskazała synowi przejście.
- Nie jestem Fred. - Chłopak zrobił naburmuszoną minę.
- Fred to ja. - Odezwał się drugi z bliźniaków.
- Och! Przepraszam cię George. - Powiedziała pani Weasley.
- I ty kobieto uważasz się za naszą matkę? - Bliźniacy pokręcili głowami z dezaprobatą.
- Och. Idźcie już, bo się spóźnicie.
Ginny zrobiła minę jakby się miała zaraz rozpłakać.
- Ginny nie smuć się. Napiszemy do ciebie. - Zagadnął siostrę George.
- Tak. Wyślemy ci jakiegoś suvenira na pociechę.
- Wyślemy ci sedes z Hogwartu.
Na twarzy Ginny pojawił się szeroki uśmiech, czego nie można było powiedzieć o twarzy pani Weasley.
- Fred, George. Ostrzegam was. - Pani Weasley zmarszczyła czoło.
Bliźniacy ruszyli pędem w stronę barierki.
- Żartowaliśmy.
- Czyżby? Jakoś wam nie wierzę. Nie chcę widzieć w domu żadnego sedesu... poza naszym.
- Ale my nie o tym.
- Właśnie.
- Żartowaliśmy. Ja jestem Fred.
Bliźniacy zniknęli za barierką.
- Same z nimi utrapienia. - Powiedziała pani Weasley.
- To, jeżeli nikt nie ma nic przeciwko... - Hanka urwała w połowie zdania.
- Ależ nie ma sprawy. Idź. Śmiało. - Odezwał się po raz pierwszy Ron. Hanka uśmiechnęła się.
- No to idę. Pa mamcia. Pa tato. Ginny do zobaczenia.
- Powodzenia. - Ginny odwzajemniła uśmiech.
Hanka ruszyła w stronę przejścia. Im bliżej była muru, tym bardziej się bała, że się o niego rozbije. W końcu nie codziennie korzysta się z tego typu udogodnień. Była już bardzo blisko i nagle... Znalazła się na peronie 9 i 3/4. Na torach kolejowych stała wspaniała czerwona lokomotywa, z której buchały kłęby pary. Fred i George stali niedaleko czekając na nią.
- No i jak?
- Myślałam, że będzie gorzej.
- Zuch dziewczyna. No to chodź. Zajmiemy sobie przedział. No i jeszcze musisz poznać naszego kumpla Lee Jordana.
Hance taki układ całkowicie odpowiadał. Nie musiała się przejmować, że nikogo nie zna. Ba, znała już przecież dwóch chłopaków z trzeciej klasy (i zaraz miała poznać jeszcze jednego), co dla dziewczyny w jej wieku było niezłym wyczynem i powodem zazdrości wśród rówieśniczek.
- O jest Lee. Hej! - Gerge wskazał na jakiegoś chłopaka.
- George, Fred! Albo na odwrót! Dawnośmy się nie widzieli! - Niezawysoki, uśmiechnięty chłopak podszedł do bliźniaków. - A to kto? - Wskazał na Hankę.
- To jest nasza Ślizgoneczka. - Powiedział Fred zanim Hanka zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- A więc to ty!... Lee Jordan. - Chłopak podał Hance rękę. - Nie wiem co ci dziewczyno strzeliło do głowy, ale czy ty przypadkiem nie chcesz nas wygryźć?
- Eee. Słucham?
- Pochodzisz z mugolskiej rodziny, więc nie możesz być w Ślizgonach. Jeśli jednak by ci się to udało... Kurcze, taki numer. Ludzie będą jeszcze o tym latami gadać.
- Nie rozpaczaj Lee. - Wtrącił się Fred. - My też odwalimy coś takiego, że nas Hogwart na długo zapamięta.
- Powoli zaczynam rozumieć wasz sposób myślenia. Bez obaw. Jak już tylko będę w tym całym Slytherinie to już nie będę podskakiwać. No, tylko będę tępić tego Malfoya. Pasuje?
- Ty, moja droga, będziesz podskakiwać razem z nami. Ginny musi mieć jakąś kumpelkę. My przecież nie będziemy w Hogwarcie wiecznie. - Fred otarł łzę wzruszenia, która pojawiła się nagle w jego oku.
- A właśnie. Co słychać u waszej siostry? - Spytał Lee.
- Nigdy nie było lepiej. - Bracia wyszczerzyli zęby w radosnym uśmiechu. - Zwędziła Percyemu pamiętnik. Percy jest święcie przekonany, że to my.
- Ale to nie ma znaczenia. Grunt, że dostał napadu szału.
- No, to się rozumie. - Lee pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Lepiej już chodźmy. Trza zająć przedział. - Powiedział George.
Weszli więc do jednego z wagonów. Ze znalezieniem wolnego przedziału był spory kłopot. Ponieważ zupełnie pustych już nie było, cała czwórka musiała dosiąść się do zajętego już po części.
- O! Cześć kuzynka. - Powiedział Fred.
- Cześć chłopaki. - Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Możemy się dosiąść?
- Jasne. Jesteśmy tutaj tylko ja i Cho.
- A więc tak. To jest Małgośka nasza kuzynka i jej koleżanka Cho, a to jest Hanka. - Oznajmił George.
Dziewczyny podały sobie ręce.
- Jesteś nowa, co nie? - Spytała Małgośka.
- Do jakiego domu chcesz się dostać? - Dorzuciła Cho.
- Slytherin.
Dziewczyny spojrzały na Hankę spode łba. Zapanowała cisza.
- Nie jestem toksyczna. - Hanka przerwała milczenie. Trójka chłopaków wymieniła porozumiewawcze spojrzenie.
- Nie o to chodzi... A z jakiego rodu jesteś? Jeśli można zapytać?
- Z żadnego. Jestem córką mugoli.
- I ty chcesz się dostać do Slytherinu?
- Tak, ale oszczędźcie mi gadania. Przerabiałam to już z Fredem i Georgem. Chcę utrzeć Malfoyowi nosa i dlatego muszę być w tym samym domu, co on.
- Aha.
- A wy? Gdzie jesteście?
- Ja w Gryffindorze. Prawie wszyscy z naszej rodziny tam są.
- Ja Ravenclow. - Odrzekła Cho.
- Ale mówiąc szczerze, jestem ciekawa gdzie będę. - Hanka zamyśliła się.
- Jak to gdzie? - Oburzyli się bliźniacy i Lee.
- Ty będziesz w Slytherinie. - Powiedział stanowczym głosem George.
- Nawet nie wiecie jak bardzo bym chciała.
Podróż pociągiem minęła zaskakująco szybko. Nim się wszyscy obejrzeli pociąg zatrzymał się na stacji. Hanka przez ten czas zdążyła się zaprzyjaźnić z Cho i Małgośką. Jednak ciągle martwiła się, że prócz jednego Malfoya nie zna nikogo ze swojego rocznika.

- Pójdziemy razem do szkoły, nie? - Zapytała Hanka, kiedy wszyscy zaczęli powoli wysiadać.
- Niestety nie da rady. Ty musisz wraz ze wszystkimi pierwszakami łódką przez jezioro. - Powiedziała Małgośka.
- Szkoda. Szczerze mówiąc trochę się boję.
- Nie ma czego. - Odpowiedział Lee.
- Eee... Hanka? Co się tak trzepie w twoich bagażach? - Zapytał nagle Fred.
- O kurcze! To Hau. Zupełnie o niej zapomniałam. Przykryłam jej klatkę, by mi nie zmokło biedactwo. Obiecałam jej, że w pociągu ją wypuszczę.
- Hau? - Wszyscy mieli zdziwione miny.
- Hau to moja kotka.
- Fajne imię. - Zarechotał George.
- Oczywiście! Sama wymyślałam.
Hanka zbliżyła się do klatki z kotem. Hau była wściekła. Na widok swojej właścicieli prychnęła parę razy i napuszyła sierść.
- Pirszoroczni do mnie! - Rozległ się donośny głos ponad głowami uczniów.
- No więc, ty idziesz w tamtą stronę a my tam. Spotkamy się w szkole. - Powiedziała Małgośka.
- Powodzenia. - Cho starała się dodać Hance otuchy.
- A moje bagaże?
- O nie się nie martw. Będą czekały na ciebie w szkole.
- Aha. No to na razie. - Hanka ruszyła wraz z innymi pierwszakami w stronę wysokiego mężczyzny, który przed chwilą ich wołał.
- No proszę. Kogo ja widzę. Panna zarozumiała szlama. Postaraj się nie wpaść do jeziora. - Malfoy szedł obok Hanki z szyderczym uśmiechem. Hanka zignorowała go zupełnie.
"No pięknie! Nie dość, że Hau jest na mnie wściekła to jeszcze przypałętał się ten kretyn. Miłe złego początki". - Westchnęła Hanka i poszła dalej za grupą pierwszaków.

venenia : :
sty 22 2004 SlytherinGirl 2
Komentarze: 0

Będę w Slytherinie!


- To chyba powinno być gdzieś tutaj. - Powiedziała Hanka wnikliwie studiując mapę. - Tak, powinniśmy się tu zatrzymać. Przejście jest na tyłach baru Dziurawy Kocioł.
Państwo Forger zaparkowali bezzwłocznie swój samochód na najbliższym parkingu i ruszyli w stronę Dziurawego Kotła. Kiedy weszli do środka, to, co zobaczyli w ogóle nie pokrywało się z ich wyobrażeniami o tym miejscu. Po pierwsze było tam brudno. Wyglądało to tak, jakby tej knajpy nikt nie sprzątał od wieków. Stoliki były upaprane woskiem od świec, które oświetlały siedzących przy nich gości, a po podłodze walały się sterty kurzu. W rogu, ze specjalnego kosza wystawało co prawda kilka mioteł, ale coś Hance mówiło, że nie służą one do zamiatania podłogi.
- Przepraszam bardzo. - Pani Forger podeszła do barmana. - Chciałabym się dowiedzieć jak dojść na ulicę Pokątną.
Barman patrzył się na nią przez chwilę, po czym powiedział tylko jedno słowo: Tędy! A potem mruczał coś do siebie, bardzo niewyraźnie i cicho, ale Hance wydawało się, że brzmi to coś jak: "zakichane szlamy". (A nawet jeszcze gorzej).
Przeszli przez środek pomieszczenia, po czym weszli do izby, która chyba służyła za kuchnię. Było tam bardzo duszno i parno. Na wolnym ogniu w wielu kociołkach bulgotało coś, czego Hanka podobnie jak i jej rodzice woleliby nie próbować. Szybko jednak wyszli i z tego pomieszczenia. Barman wyprowadził ich na małe podwóreczko, które znajdowało się dokładnie po drugiej stronie budynku Dziurawego Kotła.
- Radziłbym panience uważać. Następnym razem panienka sama skorzysta z tego przejścia. Ja nie jestem tutaj po to, by was niańczyć! - Tu barman zrobił przerwę jakby chciał coś jeszcze powiedzieć. Wyjął ze swojego płaszcza coś, co zdawało się być najprawdziwszą różdżką i stuknął nią kilka razy w ceglasty mur, przy którym wszyscy stali, po czym wrócił z powrotem do baru. Ku zdziwieniu państwa Forger cegły rozstąpiły się, ukazując przejście na jakąś zatłoczoną ulicę. Była to ulica Pokątna.
W porównaniu z Dziurawym Kotłem, ulica Pokątna była fascynującym miejscem. Wąska uliczka, która ukazała się ich oczom, wyglądała jak widoczek z jakiejś starodawnej niemieckiej pocztówki, przedstawiającej kawałek miasteczka. Kamienice nie były zbyt wysokie, ale ich nachylenie w stosunku do ulicy było tak duże, że Hanka bała się, że za chwileczkę się przewrócą. Nic takiego się jednak nie działo. Kiedy państwo Forger przeszli przez dziurę w murze, przejście nagle zniknęło. "Ciekawe jak teraz wrócimy na tamtą stronę Londynu". - Pomyślała nagle Hanka. Jednak już za chwilę przestała się tym zupełnie martwić. Ulica Pokątna skupiła całą jej uwagę.
Pełno tu było sklepów, w których można było kupić najróżniejsze rzeczy, poczynając od żabich wątróbek a na wspaniałych miotłach wyścigowych kończąc. Hanka i jej rodzice musieli stać wpatrując się w te wszystkie bardzo dziwne dla nich rzeczy dość długo, bo ktoś do nich podszedł i zagadnął...
- Przepraszam, ale państwo chyba są mugolami, czyż nie?
Nie za wysoki, rudy mężczyzna stał przed nimi i wydawał się być czymś bardzo uradowany. Obok niego stało dwóch identycznie rudych i piegowatych chłopców.
- Eee... Czym? - Zapytał pan Forger.
- O, tak! - Prawie wykrzyknął rudy mężczyzna a chłopcy obok niego unieśli ręce w takim geście jakby spotkali się z samym bogiem. Zapadło krótkie milczenie.
- Och, najmocniej przepraszam. - Odezwał się w końcu rudy mężczyzna a piegowaci chłopcy przybrali grymas niewymownego żalu i natychmiast się pokłonili. - Na boga! Fred! George! Przestańcie się wygłupiać. Już dość narozrabialiście strasząc własnego profesora! A teraz robicie wstyd całej magicznej społeczności przed tą oto... - Tu zrobił krótką pauzę. - Wspaniałą rodziną Mugolską.
- Tak więc - Ciągnął dalej mężczyzna (Chłopcy za nim nadal mieli miny jakby spotkali rodzinę bogów, ale już nie gestykulowali każdego słowa rudego mężczyzny, a tym bardziej nie bili już pokłonów). - Ja się przecież nie przedstawiłem.
- Nie może być. - Mruknęła pod nosem Hanka.
- Nazywam się Artur Weasley. Pracuję w Ministerstwie. A to są Fred i George, moi synowie. Bardzo za nich przepraszam, oni nigdy nie umieją zachować powagi, kiedy wymaga tego sytuacja.
- Że jak? - Odezwał się jeden z braci.
- Że my nie potrafimy? - Zawtórował mu drugi.
- My wszystko potrafimy!
- My potrafimy nawet wtedy, gdy sytuacja tego nie wymaga! - W tej samej chwili jeden z braci wyjął coś, co musiało być różdżką i przytknął to do głowy brata.
- Caput Brasicae! - Nagle głowa jednego z braci zamieniła się w olbrzymią główkę kapusty. Hanka parsknęła śmiechem.
- Na boga! Fred! George! - Krzyknął pan Weasley, ale bracia zdawali się go nie słyszeć. Jeden biegał w kółko trzymając się za swoją głowę z kapusty a drugi znowu bił pokłony.
- Finite Incantatem! - Tym razem to pan Weasley rzucił zaklęcie. Kapuściana głowa zniknęła. - Wszystko... powiem... matce.
- Na pewno bardzo się ucieszy! - Powiedzieli bracia niemal jednocześnie.
- To my się chyba już pożegnamy. - Wypaliła nagle Hanka.
- Ależ nie! Ja bardzo, bardzo za nich przepraszam. Ja pomyślałem, że skoro państwo są mugolami to może przyda się wam pomoc. Na pewno jeszcze nie wymieniliście pieniędzy. A musicie wiedzieć, że my płacimy zupełnie inną walutą.
- No, to teraz tato się zachowałeś jak należy! - Powiedział ze śmiertelnie poważną miną jeden z braci.
- Tak, po twojej przemowie każdy głupi by pomyślał, że chcesz go naciągnąć. - Drugi z braci trzymał rękę ojca tak jakby się z nim witał lub, co bardziej prawdopodobne, jakby mu czegoś gratulował.
- Posłuchajcie. - Kontynuował pierwszy rudzielec. - Na końcu ulicy jest Bank Gringotta, gdzie możecie wymienić pieniądze. Tylko, że za pierwszym razem dobrze pójść z jakimś czarodziejem, bo widzicie...
- Straszliwe trzymetrowe gobliny...
- Tam pracują.
- Gobliny? - Zapytała z niedowierzaniem pani Forger.
- Sorry chłopaki, ale nawet niemagiczne dzieci wiedzą, że gobliny nie przekraczają metra wzrostu. - Powiedziała beztrosko Hanka.
- O bogini mądrości! - Wykrzyknął jeden z braci.
- A skąd panienka wie tyle o goblinach? - Zainteresował się pan Weasley.
- Przecież każde dziecko zna conajmniej jedną bajkę o nich. - Odpowiedziała Hanka.
- Bajkę! - Oburzył się jeden z braci.
- Chodź więc do bajkowego świata! Do Banku Gringotta! - Drugi z braci ciągnął już Hankę za rękaw.
- Widzę, że chyba nie mamy wyboru. - Odezwał się po raz pierwszy pan Forger.
- Oh, ja na prawdę nie chciałbym się narzucać. - Powiedział zmartwionym głosem pan Weasley.
- Ależ, co pan mówi. - Powiedziała dobrodusznie pani Forger. - To bardzo miłe, że zechciał nam pan pomóc.
- Żona ma absolutną rację. - Powiedział pan Forger. - Nazywam się Igor Forger a to jest Laurencja.
- A ta miła osóbka? - Zapytał pan Weasley wskazując na Hankę.
- To jest Hania. Nasza...
- Córka.
- Dokończyła uprzejmie pani Forger.
Udali się do Banku Gringotta. W ciągu drogi Hanka gadała z Fredem i Georgem a państwo Forger rozmawiali z panem Weasleyem. Bank Gringotta był oczywiście miejscem nie tyle niezwykłym, co interesującym. Tak, jak powiedział jeden z braci, było tam pełno goblinów, które przeliczały pieniądze, robiły zapiski, czy w ogóle siedziały czekając na klientów. Państwo Forger dość szybko wymienili walutę. Trzeba jednak przyznać, że nie było to takie proste. Państwo Forger zupełnie nie znali się na pieniądzach czarodziei, tak jak Weasleyowie na pieniądzach mugoli. Było małe zamieszanie polegające na tym ile należy wziąć czarodziejskiej waluty, tak by starczyło na wszystkie zakupy i zostało jeszcze dla Hanki, jako roczne kieszonkowe. W końcu opuścili Bank Gringotta.
- To może my pomożemy zrobić Hani zakupy a państwo sobie usiądą i odpoczną? - Zaproponował nagle Fred.
- Tak, to doskonały pomysł. Oprowadzimy Hanię po Pokątnej a przy okazji opowiemy jej trochę o naszym świecie, no i o szkole. - Dodał szybko George.
- No, nie wiem czy to jest dobry pomysł. - Pan Weasley miał niezdecydowaną minę.
- Hance. - Przerwała Hanka.
- Co? - Zapytali chórem bracia.
- Pokażecie Hance Pokątną, nie Hani.
- No to idziemy!!! - Powiedział Fred.
- Mamo, tato to ja wrócę za... No jak wrócę to wrócę.
- Dobrze. Idź już. - Powiedział pan Forger.
- My będziemy czekali tutaj. - Pan Weasley wskazał na pobliską kawiarnię.
- No to narazie.
I poszli. Fred i George mieli miny bardzo zadowolone. Zupełnie takie, jak wtedy, kiedy jednemu z nich wyrosła kapusta zamiast głowy.
- Może się poczęstujesz? - Zapytał beztrosko Fred.
- Eee.. No dobra. A co to jest? - Zapytała Hanka biorąc do ręki ciastko.
- To jest wspaniały Pieprzny Diabełek.
- Aha. No sądzę, że mogę spróbować.
Fred i George stali przez chwilę w milczeniu a potem.....
- Aaaaaaaaagggggggghhhhhhhhh!!!!!!!!
Hanka dosłownie zaczęła pluć ogniem. Bracia zwijali się ze śmiechu, ale ku ich zdziwieniu to samo robiła Hanka, kiedy już tylko płomienie nie wydobywały się jej z ust.
- Fantastyczne! Macie tego więcej?
- Oczywiście, ale tobie już bym tego nie polecał. Jak się zje za dużo, to może wypalić dziurę w języku. Kiedyś nafaszerowaliśmy tym naszego brata Rona, ale się mama wtedy wkurzyła.
- Niewątpię. - Powiedziała Hanka, po czym znowu wszyscy zaczęli się śmiać.
- Słuchaj. Kupmy najpierw różdżkę, co? - Zaproponował Fred.
- Mnie to wszystko jedno. Może być i różdżka.
Poszli więc do sklepu Ollivandera. Kupno różdżki nie zajęło wiele czasu, ponieważ prawie każda różdżka pasowała do Hanki.
- Bardzo dziwne. - Powiedział pan Ollivander. - Musi panienka mieć niezwykły talent, skoro z prawie każdej różdżki może panienka korzystać w tak młodym wieku, albo... Ale nie, to przecież nie wchodzi w grę.
Hanka wychodziła ze sklepu Ollivandera z BARDZO zadowoloną miną.
- To w końcu jaką różdżkę kupiłaś? - Zapytał George.
- Brzozową, 12 calową z ogonem jednorożca.
- Całkiem niezła. Tak, daje duże możliwości.
- Słuchajcie. Domyślam się, że wy nie idziecie do pierwszej klasy, co?
- Oczywiście, że nie. My jesteśmy w trzeciej.
- To może opowiedzcie mi coś o tej szkole.
- Nie ma sprawy. No... To kupmy teraz szaty. Będą cię mierzyć i tak dalej, więc będzie czas żeby ci opowiedzieć.
Weszli do sklepu Madame Malkin "Szaty na wszystkie okazje". Nie byli tam jednak sami. Na stołeczku do przymiarek stał wyjątkowo ładny i jak się potem okazało wyjątkowo wredny chłopiec.
- Kogo ja widzę? Weasleyowie! Nie mówcie, że stać was na nowe ciuchy? Jesteście ze sponsorem? - Tu spojrzał na Hankę.
- Co to za jeden? - Spytała Hanka.
- Nie mam pojęcia. - Odpowiedział Fred.
- Hej! Ty! Świński blondynku. Wypadałoby się najpierw przedstawić, wiesz? – Powiedziała Hanka.
- Coś ty do mnie powiedziała?!
- Nie masz na tyle manier by się przedstawić, to się zwracam do ciebie tak, jak mi się podoba.
- Malfoy. Draco Malfoy. A na twoim miejscu, to bym uważał.
- A to czemu? Co taki wielki prosiak jak ty mógłby mi zrobić?! Tak właściwie to....
Fred i George odciągnęli Hankę na bok.
- Co ty wyprawiasz? - Spytał George szeptem.
- Nie zaczynaj z Malfoyami. - Powiedział Fred.
- Właśnie! To największe szumowiny jakie znam. - Przerwał mu George.
- Ja o nich w życiu NIE SŁYSZAŁAM. - Powiedziała Hanka na tyle głośno, żeby Draco mógł usłyszeć.
- Aha! Ucieszył się Draco! Szlama! No pięknie. Weasleyowie ze szlamą!
- Cofnij to Malfoy! - Warknął George.
- A niby czemu? Przecież to prawda. Łazicie ze szlamą. Hańbicie dobre imię czarodziejów.
- O co mu chodzi? - Spytała Hanka Georga.
- Później ci po...
- Co się tu dzieje? - Do sklepu wszedł wysoki mężczyzna o wyjątkowo jadowitym spojrzeniu.
- Ojcze. Nie uwierzysz. Weasleyowie prowadzają się ze szlamą!
- A co w tym niewiarygodnego Draco? Mam wątpliwą przyjemność pracować z ich ojcem. Wiem jaki to typ ludzi.
- A... No tak. - Wybełkotał zbity z tropu Draco.
- Wychodzimy. - Powiedział Fred.
- A moje ciuchy? - Spytała Hanka.
- Nie uciekną. Wrócimy jak sobie stąd pójdą te rasowe kundle. - Powiedział bardzo cicho George.
- No proszę, uciekacie? - Ucieszył się Draco.
- Nic z tych rzeczy przygłupie. Od patrzenia na ciebie zrobiło mi się niedobrze. Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. - Rzuciła Hanka najbardziej jadowitym tonem, na jaki ją tylko było stać.
Draco nie był w stanie nic odpowiedzieć.
- Na twoim miejscu bym uważał dziewczynko. Pewnych osób nie należy obrażać, bo... Jakby ci to wytłumaczyć, by twoja mała szlamowata główka zrozumiała... Można mieć SPORE kłopoty. - Wycedził przez zęby pan Malfoy.
- Mówi pan o sobie, czy o jakiejś innej wyjątkowo paskudnej rodzinie? - Spytała Hanka tym samym tonem. - Czy to możliwe, że takich... Jakby to ująć by pana nie urazić... Niemiłych snobów jest wśród społeczności czarodziejskiej... Więcej?
- Ty mała... - Pan Malfoy zaczął niemal krzyczeć.
- Żegnam. - Przerwała mu Hanka, po czym chwyciła za rękaw Freda i Georga i wyszła ze sklepu.
- No to masz przekichane! – Zaczął Fred.
- Właśnie. Co ci przyszło do głowy by się kłócić z Malfoyami?!?
- No, co? - Spytała Hanka z lekkim oburzeniem. - Wkurzyli mnie.
- Tylko, że teraz możesz mieć naprawdę problemy w szkole.
- Ten Draco ci nie daruje.
- No i co z tego? Mam się przejmować jednym przygłupem?
- Jednym nie ma powodu się przejmować. Jednak właśnie sprawiłaś, że u wszystkich Ślizgonów będziesz miała przekichane.
- U kogo?
- No tak. Przecież ty nic nie wiesz. - Powiedział z lekką dezaprobatą Fred.
- No to mnie oświeć Skarbnico Mądrości. - Odpowiedziała LEKKO urażona Hanka.
- Ok. Nie wkurzaj się. - Zreflektował się Fred.
- Taa... W porządku. Po prostu jeszcze mnie trochę nosi. Więc, o co chodzi?
- No... W Hogwarcie... No wiesz, Hogwart to szkoła. - Zaczął George.
- Wiem co to Hogwart! Nie róbcie ze mnie Malfoyki!
- Tylko cię sprawdzaliśmy. - Powiedział zadowolony Fred, po czym wytargał Hance włosy.
- No, ale do rzeczy. - Przerwał mu George. - Więc w Hogwarcie są cztery domy. Gryffindor, tam MY jesteśmy, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. Ci, którzy trafią do Slytherinu to Ślizgoni.
- Aha... - Przytaknęła Hanka.
- W ciągu roku domy rywalizują ze sobą zbierając punkty. Ten dom, który zdobędzie ich najwięcej zdobywa Puchar Domów. Gryffindor, Hufflepuff i Ravenclaw żyją ze sobą w zgodzie.
- No wiesz, jest widoczna rywalizacja, ale przyjaźnimy się ze sobą.
- Natomiast Ślizgoni przebywają tylko w obrębie swego domu a innych uważają...
- Za niewartych uwagi.
- Delikatnie mówiąc.
- A w jakim domu ja jestem? - Spytała Hanka.
- No, tego jeszcze nie wiadomo. Przecież nie przechodziłaś jeszcze przydziału, nie?
- No... Nie. Ale skąd wiecie, że ten Malfoy będzie w Slytherinie?
- Ooo... To bardzo łatwo przewidzieć. Jego rodzina jest tam od wieków.
- W Slytherinie są zawsze czarodzieje czystej krwi.
- To nie znaczy, że w innych domach ich nie ma, ale Slytherin...
- Czystej krwi? - Przerwała Hanka.
- No wiesz. Z dziada - pradziada. - Powiedział Fred.
- A więc ja jestem...
- No, ty nie jesteś czystej krwi, ale nie ma się czym przejmować. Dziś jest naprawdę mało rodzin czystej krwi.
- A wy?
- No my jesteśmy, ale jak widzisz nawet czysta krew nic nie daje jak cię nie lubią Malfoyowie.
- Slytherin może ci dokuczać z tego powodu. Mogą cię nazywać... Szlamą.
- Szlama! Też mi coś. - Powiedziała Hanka.
- To będzie znaczyło, że masz... - Tu George zrobił pauzę. - Szlamowatą, czyli brudną krew.
- Lata mi to. Wiecie co? Ten Malfoy nie będzie miał ze mną takiego łatwego życia. Będzie żałował, że jest ze mną na jednym roku. - Powiedziała Hanka a na jej twarzy zawitał szyderczy uśmiech.
- No! Nasza dziewczyna! Tak trzymaj. My podkręcimy trochę sytuację i cały Gryffindor stanie za tobą murem. - Powiedział niezwykle zadowolony Fred.
- A wiecie, że to się przyda? - Zapytała nagle Hanka.
- No pewnie, że się przyda. Może nawet uda nam się namówić do współpracy pozostałe domy. - Krzyknął z euforią George.
- Tego Hogwart jeszcze nie widział. Będzie zadyma, jak nic! - Zawtórował mu uradowany Fred.
- Źle mnie zrozumieliście chłopaki. Przydadzą mi się plecy, bo mam zamiar dostać się do Slytherinu. Ale propozycja zadymy też mi się podoba.
- Co?!?
- Propozycja zadymy też mi się podoba.
- Nie to!
- A co? Slytherin? – Spytała niewinnie Hanka.
- Czyś ty OSZALAŁA?!?
- Zamierzam dostać się do Slytherinu. - Powtórzyła Hanka.
- Ale TY nie możesz, no wiesz...
- Chodzi o to, że nie jestem czystej krwi? Czas już położyć kres tej głupiej tradycji. Dostanę się do Slytherinu i utrudnię Malfoyowi życie. - Na twarzy Hanki pojawił się wyraz triumfu.
Natomiast Fred i George zdawali się być po raz pierwszy w życiu zbici z tropu.

venenia : :